poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Tahereh Mafi – Dotyk Julii


Dotyk Julii to pierwsza część serii. Powiem szczerze, że zabrałam się za tę książkę, bo zaintrygował mnie opis i spodobała mi się okładka. Dodatkowo te poskreślane zdania wyglądały równie intrygująco.
Czytając pierwsze kilkadziesiąt stron, towarzyszyła mi jedna myśl – ależ to dziwne. Tak naprawdę z początku nie wiadomo o co chodzi (jako, że w nocie wydawcy, nie ma nic o okolicznościach, w jakich rozwija się akcja), a tytułowa Julia sprawia wrażenie nieco obłąkanej. Właściwie nie ma się czemu dziwić, skoro przebywa w (bardzo nietypowym, ale jednak) zakładzie psychiatrycznym. Wraz z rozwojem wydarzeń, doszłam do wniosku, że brak informacji o wyżej wspomnianych okolicznościach, było celowym zabiegiem i służył wzbudzeniu ciekawości. Tak więc z każdą kolejną stroną odkrywałam, że ta książka jest genialna i z pewnością niebanalna. Teraz z niecierpliwością oczekuję następnej części.
Urzekła mnie więź Julii z Adamem. Intrygowała mnie obsesja Warnera, który sam w sobie był równie ciekawy. A sama Julia? Autorka pięknie opisała jej przeżycia wewnętrzne, wieczny głód dotyku, pewną niestabilność i przeświadczenie, że jest potworem. A przy tym była również silna, zdeterminowana i potrafiła zachować zimną krew, kiedy sytuacja tego wymagała.  Julia rozwijała się wraz z rozwojem wydarzeń. Akcja z każdą stroną przyspieszała i trzymała w napięciu. W efekcie nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Jestem pewna, że ta pozycja nie wszystkim przypadnie do gustu, ja jednak jestem zachwycona i polecam wszystkim osobom, które lubią niebanalnych bohaterów.
Poniżej zamieszczam mały fragment:

„Strzały wstrząsają powietrzem. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak głośny jest huk broni palnej albo po prostu jak ostry to dźwięk. Teraz przeszywa każdy skrawek mojego ciała. Lodowate zimno przesącza mi się do krwi, kiedy myślę o tym, że nie próbują zabić mnie. Chcą zabić Adama.
Zaczyna mnie dławić nowy rodzaj strachu. Nie mogę pozwolić im go skrzywdzić.
Nie z mojego powodu.
Ale Adam nie może czekać, aż złapię oddech i pozbieram myśli. Podnosi mnie i rzuca się na ukos w kolejną uliczkę ze mną w ramionach.
Biegniemy.
Oddycham.
On krzyczy:
- Złap mnie za szyję! – Puszczam T-shirt, który zaciskałam mu wokół szyi. Jestem tak głupia , że czuję onieśmielenie, kiedy go obejmuję. Poprawia chwyt, unosi mnie wyżej, przyciskając do swojej piersi. Niesie mnie tak, jakbym nic nie ważyła.
Zamykam oczy i opieram policzek na jego szyi.
Strzały rozlegają się gdzieś za nami, ale nawet ja potrafię ocenić po ich dźwięku, że są daleko i że się oddalają. Wygląda na to, że chwilowo ich zgubiliśmy. Nie mogą nas ścigać samochodami, bo Adam unika głównych ulic. Sprawia wrażenie, jakby miał w głowie plan miasta. Jakby dokładnie wiedział, co robi, jakby planował to od bardzo dawna.
Dokładnie 594 wdechy później Adam stawia mnie na ziemi przed ogrodzeniem z drucianej siatki.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz