piątek, 24 sierpnia 2012

Nalini Singh – W objęciach lodu


Przyznam szczerze, że nie miałam szczególnej ochoty czytać akurat o tym bohaterze. Z poprzednich części wydawał mi się mało pociągający. Teraz jednak muszę zwrócić mu honor i stwierdzić, że ta część jest równie interesująca, jak dwie poprzednie, o ile nie bardziej. Byłam tym oczywiście zaskoczona, a nie powinnam, poznałam przecież teksty Nalini Sngh. I tym razem również się nie zawiodłam, wręcz przeciwnie mój apetyt na czytanie o rasie Psi jeszcze się wzmógł.
W tej części było mniej scen erotycznych, co wcale nie było złe. Autorka skupiła się na wielu innych szczegółach. Judd jako strzała i człowiek z lodu urzekł mnie bez reszty. Był szorstki i nieprzystępny, a jednak pod tym dało się wyczuć (właściwie tylko intuicyjnie) jego opiekuńczość i cały arsenał emocji. Brenna natomiast fascynowała mnie ze względu na jej wcześniejsze przeżycia. Podobała mi się jej żelazna wola i rozchwianie emocjonalne, które występowały przemiennie. Relacja głównych bohaterów również bardzo przypadła mi do gustu. Nie była cukierkowa, ale też nie chłodna, może nieco zdystansowana, ale też bardziej dzika i pierwotna (jakkolwiek dziwnie brzmi ta mieszanka). Opierała się na czymś zupełnie innym niż te, które znałyśmy z poprzednich dwóch tomów. No, ale też pierwszy raz to mężczyzna był Psi i to nie byle jakim.
W tej części autorka skupiła się nieco bardziej na samym SnowDancer, co było bardzo interesujące. Można było poznać dokładniej ich strukturę, hierarchię i obyczaje. Może wynikać to z faktu, że nie musiała dzielić treści na świat Psi. Tak czy inaczej polubiłam SnowDancer w równym stopniu, co DarkRiver.
Teraz czekam na kolejny tom i nie, nie sięgnę po angielską wersję, obym wytrwała w tym postanowieniu. Tymczasem zostawiam mały fragment książki poniżej:
Kiedy wyszczerzyła na niego zęby i zaczęła się miotać i wykręcać, wiedział, że jeśli jej nie powstrzyma, to zrobi sobie krzywdę. Zaryzykował i wypuścił jej nadgarstki w tym samym momencie, kiedy objął jej ramiona w silnym uścisku. Jej pazury szarpały jego boki i sweter i przedzierając się przez górne warstwy skóry, zanim unieruchomił ją przy swoim ciele. Jej zęby zatrzymały się na jego arterii. Ale się nie wgryzła.
- Brenna, wrócisz. Jeśli nie, to Enrique wygra.
Czuł krew ściekającą po bokach, ale to zęby Brenny były prawdziwym zagrożeniem. Mógł ją unieszkodliwić – gdyby był gotów ją zranić. A nie był.
- Właśnie w tej chwili wygrywa – powiedział jej. – Robiąc z ciebie skomlącą, drapiącą istotę, którą wszyscy uważają za obłąkaną. – Okrutne słowa, ale tylko one mogły nią wstrząsnąć, obudzić ją. – Tym właśnie jesteś? Złamanym wilkiem? Tym, czym on cię uczynił?
Warcząc, wypuściła z zębów jego tętnicę.
- Zamknij się! – wrzasnęła z palącą wściekłością.
- Dlaczego? Wszystko, co powiedziałem , to prawda. – Wciąż naciskał, choć inni by już przestali. – Wysunęłaś wilcze pazury, masz dziką twarz i podarte ubranie. Wyglądasz jak obłąkana.
Tupnęła bosą stopą o jego but.
- Założę się, że swojej sztuki uwodzenia uczyłeś się tam, gdzie uroku – w gułagu Rady.”  

1 komentarz:

  1. A ja przeczytałam w międzyczasie wszystkie, niektóre może pobieżnie... Tja, seksu to tam jest dość, nie te sceny są interesujące. Historia Judda bardzo mnie interesowała- miałam podobne wrażenia, że ten facet początkowo nie wypadł najlepiej... tym mocniej jednak chciałam się czegoś o nim dowiedzieć. I właściwie teraz jestem w rozterce - czy wolę Lucasa czy jednak Judda... Ugh, niebezpieczny, milczący i tak oddany. Ideał? Po kolejnych tomach lubiłam go coraz bardziej ;)

    Po przeczytaniu wszystkich dostępnych na razie tomów mam wrażenie, że te ich starcia robią się troszkę nużące (choć każda para ma inne problemy) - nadal jednak jestem zauroczona światem Psy&Changeling.

    OdpowiedzUsuń