środa, 18 kwietnia 2012

Nalini Singh – Krew Aniołów, Pocałunek Archanioła, Małżonka Archanioła, Ostrze Archanioła


Generalnie cykl Łowcy Gildii czytałam jakiś czas temu w wersji angielskojęzycznej. Wtedy byłam zachwycona. Teraz ponownie przeczytałam dostępne części, ale już w ojczystym języku i moje oczarowanie tylko się powiększyło. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest to jeden z moich ulubionych cykli, do którego wrócę jeszcze nie raz.
Jak zwykle poszperałam troszkę w sieci i niejednokrotnie byłam zdziwiona czytając niektóre negatywne opinie na temat tej serii, z którymi kompletnie się nie zgadzam, ale każdy ma prawo mieć swoje zdanie, prawda?
Już sam pomysł autorki jest absolutnie niebanalny i jedyny w swoim rodzaju. Rzadko kiedy spotyka się nadprzyrodzony świat, który przenika się z tym typowym ziemskim,  i oba te światy uzupełniają się wzajemnie. Tutaj obraz Nowego Jorku został stworzony tak, jakby wieża Archanioła była wpisana w jego rzeczywisty krajobraz, nie było tego poczucia, że coś tu nie pasuje.
Sama koncepcja aniołów, archaniołów, wampirów i łowców, również jest wyjątkowa. Osobiście nie spotkałam się z tym, żeby aniołowie tworzyli wampiry, i to dlatego, że muszą, a niekoniecznie chcą. Wampiry na usługach aniołów? To też mi się podoba i jest równie niebanalne, jak cała reszta.
Nalini stworzyła absolutnie wyjątkowy świat, świat, w którym wszystko ma swoje miejsce. Zbudowała pełny, trójwymiarowy obraz, ze wszystkimi szczegółami, powiązaniami między bohaterami i hierarchią. Opisy miejsc i postaci niesamowicie pobudzały moją wyobraźnię.
Co do samych postaci. Tu moim zdaniem Nalini wykonała kawał mistrzowskiej roboty. Każdy bohater, nawet ten poboczny, był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, i miał  jedyną w swoim rodzaju historię, często trudną i bolesną. Nie dało się nie lubić tych postaci, nawet jeśli momentami były brutalne i bezwzględne. Elena urzekła mnie od pierwszych stron, podobnie Rafael, i z każdą kolejną przeczytaną kartką byłam nimi zachwycona coraz bardziej i bardziej. Nie mam pojęcia w jaki sposób autorka tego dokonała, ale mimo tego pierwiastka ludzkiego, który obudził się w Rafaelu, on nadal pozostał istotą, która nie jest człowiekiem. Dało się to wyczuć na każdym kroku. Dla mnie to było niezwykłe, gdyż jedna postać miała w sobie zarówno pierwiastek ludzki i nieludzki i tworzyło to niesamowitą harmonię. Wiem, że brzmi to jak masło maślane, ale nie potrafię tego lepiej dobrać w słowa.
Odnosząc się do samego Ostrza Archanioła, czyli historii Dmitriego: to również była wyjątkowa historia, która łapała za serce i z przyjemnością ją czytałam. Mam jednak jedno małe ale… Być może wynika, to z mojej ogromnej sympatii do Eleny i Rafaela, jednak brakowało mi ciągu dalszego ich historii i czytając Ostrze Archanioła, łapałam się na tym, że szukałam wyżej wspomnianych bohaterów. Mam takie poczucie, że ich historia została troszkę przerwana, bo w Małżonce Archanioła, obudziła się matka Rafaela i co dalej? W Ostrzu właściwie zostało to tylko wspomniane raz czy dwa i nic poza tym. A z tego, co zdążyłam się zorientować, to kolejna część ma dotyczyć jeszcze innego bohatera, więc czuję pewien niedosyt, ale pewnie się czepiam ( nie pierwszy raz z resztą).
Gorąco polecam serię o łowcach Gildii wszystkim, którzy są znużeni typowymi historiami o wampirach, czy aniołach, te książki wyróżniają się właściwie wszystkim, na długo zostając w pamięci. Mam do nich ogromny sentyment i wrócę do nich jeszcze nie raz. Dodam tylko, że wszystkie cztery znajdują się w mojej elektronicznej biblioteczce ulubionych książek.

3 komentarze:

  1. Kiedy widzę post o mojej ulubionej ostatnio serii, nie mogłabym się powstrzymać z komentarzem. Dawno nic mnie tak nie urzekło jak Łowcy Gildii - zachwycił mnie przede wszystkim stworzony przez autorkę świat: tak kompletny, spójny, niemal "naturalny". Bez kiczu. Koncepcja aniołów zupełnie oderwana od religii, istot potężnych i bezwzględnych, inna hierarchia świata. Wyraziste charaktery, wiele tajemnic, bohaterowie we wszystkich odcieniach szarości, niejednoznaczni. Twarda walka Eleny, tak ludzkiej, tak dzielnej, stopniowe docieranie do archanioła, który chociaż pokochał... to wiele musiał się jeszcze nauczyć.I taki Bluebell, niepoprawny, przekorny, a przecież równie niebezpieczny jak inni (jedna z moich ulubionych scen, to jak podrzucał helikopterem). I Dmitri.. Każdy z nich ma w sobie coś...

    Co mnie odrobinę drażniło, to sposób opisywania - jak dla mnie zbyt wiele zbyt barwnych porównań, choćby te "diamenty i futro" Dmitriego. Ale też jak się zastanowię, to był taki specyficzny styl, stosowany konsekwentnie, i chyba teraz już ciężko byłoby mi sobie wyobrazić tą historię napisaną innym językiem.

    Ja również czuję niedosyt E/R w czwartej części - lecz może dzięki temu nie nastąpił przesyt, tak częsty w dłuższych seriach?

    OdpowiedzUsuń
  2. potwierdzam, świetna książka. Również czuje niedosyt z powodu braku tymczasowej kontynuacji wątku głównych bohaterów, bo to dla nich czytałam ten cykl, a nie dla postaci pobocznych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie na tak! Czytałam ją pare lat temu, teraz wróciłam do niej na nowo:)

    OdpowiedzUsuń