niedziela, 22 grudnia 2013

Barbara Dawson Smith - Kopciuszek


To rzeczywiście w pewnym sensie historia o kopciuszku w postaci zasadniczej, 26-letniej starej panny, która przemienia się w pięknego łabędzia. W tym wypadku w grę wchodzi jeszcze dziecko podrzutek i wiele nieoczekiwanych wydarzeń.

Ech, trudno mi napisać tu coś, żeby nie zdradzić treści... Sama historia nie jest może szczególnie odkrywcza, ani nadzwyczajna ale... potrafi być nieprzewidywalna, a o to naprawdę trudno w romansach historycznych. Mamy tu też do czynienia z intrygą i to nie jedną. Samo poszukiwanie matki Marianny bywało zabawne. Zdarzały się też momenty rozpalające wyobraźnię. Tych wzruszających również nie zabrakło. 

Ogólnie bardzo przyjemnie spędziłam czas na tej lekturze. 

piątek, 6 grudnia 2013

Lauren Kate - Łza


„Never ever cry”

Tym razem miałam dwa powody żeby sięgnąć po tę książkę. Pierwszy to autorka, której nie trzeba przedstawiać miłośnikom literatury paranormalnej. Drugi, to sam opis, który zwiastował niesamowicie intrygującą historię. 

Bardzo ciekawy, unikatowy  pomysł na fabułę. Starożytne legendy autorka połączyła z elementami całkowicie fantastycznymi. Atlantyda? Dlaczego nie? :) Sam motyw łez wzbudzał moją ogromną ciekawość... „Nigdy, przenigdy nie płacz”. Już samo to zdanie pobudza wyobraźnię.  

Akcja toczy się dość leniwie... nie chcę powiedzieć, że wiało nudą, bo to nie byłaby prawda, jednak gdyby fabuła była nieco bardziej żwawa, pewnie trudno byłoby się oderwać. Oczywiście leniwość akcji ubarwiały opisy, które nie zostały potraktowane po macoszemu. 

Jeśli chodzi o samych bohaterów... Mam nieco mieszane odczucia. Eureka, nastolatka, która naprawdę wiele przeszła i nadal przechodzi - jest pogrążona w depresji, ma za sobą próbę samobójczą etc. I przyznam szczerze, że tu miałam z nią problem, bo jej zachowanie nie do końca mi pasowało do powyższych kategorii. Wyglądało to trochę tak, jakby autorka nie do końca potrafiła zdecydować, jaka właściwie ma być postać Eureki. Brook z kolei był dużo bardziej jednoznaczny. Wyraźnie można było zobaczyć zmiany, jakie w nim zachodziły. Ander - jak na głównego bohatera było go bardzo mało. Niby przewijał się przez całą fabułę, ale jakoś tak umykał, a szkoda, bo bardzo go polubiłam. Zwłaszcza po scenie ze złapaniem łzy. Niby nic takiego, a było rozczulające. 


Właściwie prawdziwa akcja zaczyna się gdzieś pod koniec książki, co tym bardziej rozbudza ciekawość kolejnych części, po które z pewnością sięgnę. Ta historia ma ogromny potencjał. Mam nadzieje, że autorka tak poprowadzi akcję, że dorówna serii o Upadłych. 

środa, 4 grudnia 2013

Katee Robert - Szczęśliwa Przegrana


Jest to kolejna historyjka, którą przeczyta się na jeden strzał. Takie zwyczajne poczytadło, które pewnie zniknie z pamięci razem z wieloma innymi. A jednak mi się podobało. Było lekko, łatwo i przyjemnie.  Fabuła była nieco naciągana, ale i tak czytało się całkiem fajnie.  Nathan i Chelsea zdobyli moją sympatię od razu. Nawet jeśli nie byli wielowymiarowymi bohaterami. 
To pozycja idealna na leniwy wieczór, kiedy chce się wyłączyć myślenie. Jeśli ktoś szuka czegoś górnolotnego, to lepiej niech nie sięga po Szczęśliwą Przegraną. 

niedziela, 1 grudnia 2013

Liz Carlyle – Piękna jak noc



Nie przypominam sobie żebym miała wcześniej do czynienia z tą autorką, a szkoda, bo pewnie miałabym już za sobą kilka jej książek. Przede wszystkim nie jest to krótka lektura (liczy ponad 400 stron), jak to zwykle bywa w przypadku romansów historycznych.

Sama fabuła też jest ciekawa. Helena i Cam spotykają się po latach. Łączy ich wspólna historia, która trwała znacznie dłużej, niż tylko chwilę. Owa historia kładzie się głębokim cieniem na obecne relacje bohaterów. Oboje próbują więc poradzić sobie z sytuacją, w której się znaleźli. Żeby jednak to zrobić najpierw muszą uporać z samym sobą, co nie jest łatwe, zwłaszcza w przypadku Cama. Piękna jak noc to historia utraconej młodzieńczej miłości. Historia o odebranych marzeniach i nadziejach. Historia, która potrafi poruszyć serce. Przez większą część książki było mi po prostu żal Heleny i Cama. Ich zmagania z codziennością i przeszłością wcale nie były łatwe.

Autorka nie pominęła też postaci pobocznych. Były bardzo dobrze nakreślone – siostra i brat Cama, proboszcz i oczywiście Ariane. Historia tej ostatniej sama w sobie była bardzo poruszająca. Dziewczynka z mutyzmem powstałym po traumie z dzieciństwa, potrafiła poruszyć serce, podobnie jak miłość, którą obdarzył ją ojciec. Duży plus dla autorki za wtrącenia opisujące perspektywę Ariane.

Mnie książka przypadła do gustu, ale nie jestem pewna czy wszystkim się spodoba.

czwartek, 28 listopada 2013

Sylvia Day - Rozkosze Nocy


Autorki chyba nikomu nie trzeba tu przedstawiać, pisałam o niej już kilkakrotnie. Rozkosze Nocy to pierwszy tom serii o strażnikach snów. Jest to romans paranormalny z rozwiniętym wątkiem erotycznym. Pierwsze co uderzyło mnie niemal od razu to nazwisko Cross. Brzmi znajomo? Kompletnie nie potrafię zrozumieć tego faktu, no chyba że ma posłużyć jako chwyt marketingowy, co jest dość ryzykownym zabiegiem, bo może przynieść odwrotny skutek. Dobrze, że chociaż imię jest zmienione. 

Ogólnie bardzo podoba mi się koncepcja tej książki, nawet jeśli nieco przypomina Sherrilyn Kenyon. Mam wrażenie, że pierwszy tom to dopiero wstęp do całej reszty. Postać Aidana to w moim odczuciu wyraz tęsknoty za mężczyzną idealnym. Chyba nie istnieje kobieta, która nie chciałaby mężczyzny odważnego, czułego, zabawnego, szczerego, przystojnego etc. Aidan uosabia wszystkie te cechy i jeszcze więcej... Doprawdy trudno go nie polubić. Moje serce skradł od razu :) Lyssa z kolei urocza pani weterynarz jest niezwykle ciepłą i sympatyczną osobą, choć twardą jeśli trzeba. Uczucie, które ich połączyło opiera się na czymś więcej, niż samo tylko erotyczne uniesienie. Dało się w tym wyczuć pewną desperację i głębię. 

Choć bohaterowie są jasno nakreśleni i wyraziści, to zabrakło mi trochę opisów świata Aidana. W moim odczuciu autorka za bardzo skupiła się na wątku erotycznym, całą resztę traktując nieco pobieżnie. Szkoda, bo to mogło być naprawdę coś fantastycznego. Mam nadzieję, że w kolejnej części zostanie zachowana większa równowaga. 


Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Z pewnością przeczytam więc kolejną część. Nie wiem natomiast czy polecam tę pozycję, bo jestem pewna, że nie każdemu przypadnie do gustu. 

wtorek, 26 listopada 2013

Cari Quinn - Kwiaty nie są konieczne


Cóż mogę napisać... to typowy romans z lekkim wątkiem erotycznym. Absolutnie nie mam zamiaru się tego czepiać. Nie oszukujmy się, romanse to nie jest literatura najwyższych lotów i trzeba je oceniać adekwatnie do gatunku :) Alex i Dillon to też raczej typowi bohaterowie romansu. Ona twarda babka, choć aktualnie przechodzi kryzys. On stara się sprostać oczekiwaniom rodziny, jednocześnie dbając o innych ludzi. Mamy więc przypadkowe spotkanie i kłamstwo, na którym opiera się właściwie cała fabuła. Niby nic nadzwyczajnego, ale czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Książka jest idealna na tzw. odmóżdżenie :) Jedyne czego mi zabrakło, to trochę historii głównych bohaterów, bo tak naprawdę nie wiemy o nich zbyt wiele.


Jeśli ktoś szuka głębszej literatury, to ta książka raczej nie przypadnie mu do gustu. Ale nada się na chłodny wieczór z lampką wina. 

czwartek, 21 listopada 2013

Abigail Anna Gibbs - Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem


Na tę książkę trafiłam przypadkiem - empik wysłał mi jak zwykle informację o nowościach. I cóż... mam mieszane uczucia. Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam książki z gatunku fantasy i tę przeczytałam z przyjemnością, a mimo to nie wiem, co o niej sądzić. 

Ogromny plus dla autorki, za ukazanie wampirów od tej mrocznej strony, bez upiększeń i ozdobników. Sama fabuła też była naprawdę wyjątkowa i dość unikatowa. Książka wciąga od samego początku, pochłaniałam więc strony w sporym tempie. I to chyba tyle, jeśli chodzi o plusy. Oczywiście z mojego punktu widzenia. Autorka chyba nie udźwignęła fabuły. Śmiem twierdzić, że gdyby ta sama historia została napisana przez kogoś innego, byłaby naprawdę genialna. Być może to ja niezbyt uważnie czytałam, ale, momentami wiele rzeczy i zachowań postaci było niejasnych i nieco wymuszonych. Sami bohaterowie byli niespójni. Czasem miałam wręcz wrażenie, że stawali się zupełnie innymi postaciami niż na początku. Niby byli wyraźnie zarysowani, ale po bliższym przyjrzeniu stawali się płascy. Brakowało mi w nich dozy skomplikowania, bardziej wnikliwych przemyśleń i cech charakteru typowych dla danej postaci. Violet nieustannie się czerwieniła, raz rzucała słownictwem typowym dla nastolatki, innym razem miałam wrażenie, że pochodzi z innej epoki. Na początku nienawidzi wampirów, potem jest nimi zafascynowana, potem znowu czuje obrzydzenie etc... ta huśtawka trwa właściwie przez całą fabułę. Tempo podejmowanych przez nią decyzji było zastraszające przy tych jej wątpliwości, które właściwie nie ewoluowały w żaden sposób. Uczucie Kaspara też nie wiadomo kiedy się pojawiło. Niby był zły potem jakoś nie do końca, potem znowu przypominał czarny charakter. Jednym słowem chaos. Ogólnie miałam wrażenie, że zostało to napisane przez początkującą osobę, tudzież nastolatkę i w tym ostatnim akurat miałam rację.  

Ogromnym plusem fabuły byłby wątek polityczny, gdy nie niedopracowanie i pewna mętność niektórych faktów. Zachowania bohaterów związane z owym wątkiem też nie do końca były jasne. 


Podsumowując książka jest całkiem ok, jeśli ktoś nie jest zbyt wymagającym czytelnikiem. Ja niestety przeczytałam zbyt wiele książek, żeby w pełni satysfakcjonowała mnie ta pozycja. Myślę jednak, że zważywszy na młody wiek autorki, można jej wiele rzeczy wybaczyć. Mimo moich zastrzeżeń polecam tę pozycję.   

niedziela, 17 listopada 2013

Gina L. Maxwell - Reguły uległości


Ależ to była przyjemna lektura. Uwielbiam takie właśnie historie. Książka jest lekka w odbiorze i czyta się ją bardzo szybko. Idealna na poprawę humoru. Gorące Hawaje w tle nadają się idealnie na chłodne dni. Wiele razy uśmiałam się do łez, a to za sprawą dialogów i utarczek słownych głównych bohaterów. Wyraziste postaci to niewątpliwie atut tej pozycji. Ness charakterna kobieta, która nie waha się przed wystawieniem pazurów i Jax zdeterminowany żeby osiągnąć swój cel. Niełatwa przeszłość obojga dodaje tylko pikanterii tej pozycji. Ta historia zawiera jeden dość istotny wniosek: czasem człowiek wyznacza sobie zasady, które zamiast ułatwiać, tak naprawdę utrudniają życie. 


Nie jest to lektura najwyższych lotów, ale dobra na oderwanie się od codzienności.

czwartek, 14 listopada 2013

Kat Martin - Bez serca



Wreszcie natrafiłam na romans historyczny, który trochę bardziej zapada w pamięć. To piękna historia, głębsza niż mogłoby się wydawać z samego opisu na okładce. 

Młodziutka, śliczna Ariel zawiera układ ze starym rozpustnikiem. Jest przekonana, że warto zrobić wszystko, żeby stać się damą i mieć piękne stroje. W końcu dopina swego, jednak boleśnie przekonuje się, że bycie damą to nie tylko ubrania i ładny wygląd, a poczucie godności i duma. I chyba właśnie o tym jest ta historia. Ariel z naiwnej panienki przemienia się w kobietę, którą po drodze spotykają rozczarowania i bolesne doświadczenia. Nie sposób jej jednak nie polubić już od pierwszych stron.

Justin natomiast jest człowiekiem przekonanym, iż nie posiada serca (pewnie stąd ten tytuł). Jest człowiekiem zimnym i ponurym. Bywa też bezwzględny, czasem porywczy. Ma jednak swój kodeks honorowy. Justin jest mężczyzną głęboko zranionym, okaleczonym przez przeszłość. Tak bardzo, że rzutuje to na jego teraźniejszość i myślenie o sobie samym. 

Historia sama w sobie jest bardzo wciągająca. Wyraziści bohaterowie i zwroty akcji tylko dodają jej smaczku. Polecam wszystkim, którzy lubią romanse historyczne. Naprawdę warto. 

wtorek, 12 listopada 2013

Alpine, Alpine II by Nanik


Alpine to jedna z  tych historii, które głęboko i na bardzo długo zapadają w pamięć. Jedna z tych, do których wraca się wielokrotnie. Jedna z tych, po których ciężko znaleźć coś równie dobrego. Ktoś całkiem niedawno tu na blogu zarzucił mi, że czepiam się właściwie wszystkiego. Cóż... mam do tego prawo, bo trudno się nie czepiać banałów, kiedy czyta się coś tak dobrego, jak właśnie Alpine. To historia, którą czyta się z wypiekami na twarzy, z niecierpliwością przewraca kolejne strony, w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Historia, która nieodwracalnie zabiera czytelnika w świat wykreowany przez autorkę. O czym więc jest Alpine?

Do ponurego, deszczowego miasteczka, tuż po śmierci swoich rodziców trafia Callie. Dziewczyna bardzo szybko przekonuje się, że Alpine nie jest zwykłym miasteczkiem. Ponura atmosfera tego miejsca, mrok i cienie czające się w każdym kącie oraz dziwni mieszkańcy sprawiają, że Callie odczuwa coraz większy niepokój. Co gorsza okazuje się, że dziewczyna nie znalazła się w tym miejscu przypadkiem. Splot wydarzeń oraz strzępy informacji sprawiają, że Callie nie wie kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Jaką przyjdzie odegrać jej rolę w Alpine? Czy uda jej się uciec przed przeznaczeniem? Tego i wielu innych rzeczy można dowiedzieć się tylko w jeden sposób... czytając.

Czytając tę historię czytelnik zderzy się z wieloma emocjami, najczęściej trudnymi. Bo mrok czai się na każdym kroku. Trudne decyzje muszą zostać podjęte. Niewiedza powoduje dezorientację. Każda próba oporu zostaje ukarana. Przyjaciele mogą okazać się wrogami, a wrogowie przyjaciółmi. 

Historia Alpine pokazuje do czego może być zdolny człowiek. Człowiek zaślepiony własną wizją i poczuciem wyższości. Pokazuje czego może dokonać chciwość, brak zahamowań i absolutna bezwzględność. Pokazuje też, że trzeba walczyć, nawet jeśli sytuacja wydaje się beznadziejna. Pokazuje, że człowiek w grupie jest  w stanie osiągnąć o wiele więcej. Pokazuje też, że człowiek jest w stanie znieść naprawdę bardzo wiele. I wreszcie historia Alpine daje również nadzieję i to pod wieloma względami. Choć odbiorca tej historii wielokrotnie miał prawo wątpić w człowieka, to jednak w ostatecznym rozrachunku czytelnik otrzymuje nadzieję i wiarę w ludzką istotę.

Alpine to historia wyjątkowa pod każdym względem. Alpine to wielowymiarowi bohaterowie i nietuzinkowa fabuła. Alpine to emocje, zarówno postaci, jak i czytelnika. Alpine to historia, w której nic nie dzieje się przypadkiem. I wreszcie Alpine to historia, do której z pewnością wrócę jeszcze wielokrotnie. 


Opowiadanie jest dostępne tutaj, po uprzedniej prośbie autorki o hasło. Gorąco polecam.

Emma Cavalier - Pałac



Przyznam szczerze, że nie jest to lektura, która trafia w mój gust. Niemniej jednak przeczytałam ją do końca, a to znaczy, że nie było tak źle. To, co mi się spodobało, to specyficzny i niepowtarzalny klimat tej książki. Pewna doza tajemniczości i oddechu przeszłości towarzyszy czytelnikowi do ostatniej kartki. Tło dla fabuły, którym był tytułowy pałac, również odegrał tu swoją rolę. O samych bohaterach wiemy stosunkowo niewiele. O ile o Pauline mamy jakieś informacje, o tyle o Julienie nie wiemy właściwie nic. Oczywiście  był to celowy zabieg ze strony autorki. Stopniowo poprzez badanie faktów i odkrywanie historii przez główną bohaterkę (była archiwistką) poznajemy prawdę nie tylko o Julienie, ale też o sekretach rodzinnych. Dodatkowo czytelnik poznaje nieco historii związanej z samym BDSM. Ile w tym prawdy i faktów, nie mam pojęcia, gdyż nie interesuje mnie ten temat. Czasem miałam wrażenie, że autorka za bardzo skupia się na opisach  samych praktyk, a pomija inne ważne elementy. W książce jest baaaardzo mało dialogów. Nie mówię, że to źle, ale dla mnie tu było tego trochę za mało. 

Na okładce napisano, że będzie to „uczta dla zmysłów i dla umysłu”. BDSM nie trafia do mojej wyobraźni, więc uczty dla zmysłów nie było. Uczty dla umysłu też mi zabrakło, bo sieć rodzinnych sekretów zginęła w opisach praktyk seksualnych.

Kto będzie chciał, to pewnie przeczyta tę powieść. Nie można jej zarzucić, że jest powieleniem poprzednich. Cechuje ją pewna wyjątkowość, no i właściwie do samego końca nie wiadomo jak ułożą się wzajemne relacje głównych bohaterów.  

wtorek, 22 października 2013

Za dużo...


I co z tego, że pierwszy tydzień października spędziłam na urlopie skoro przez ostatnie dwa tygodnie zdążyłam zapomnieć nie tylko o urlopie, ale i o tym jak się nazywam. Jak na złość kiedy pracy jest najwięcej trafiają mi się najcięższe przypadki. Weekend spędzony na zajęciach dodatkowo potęguje moje zmęczenie. Jestem niewyspana i przemęczona. Na szczęście zajęcia okazały się strzałem w dziesiątkę. Dokładnie czegoś takiego potrzebowałam - wiedzy czysto praktycznej :) Ech, nie ma co narzekać zawsze może być gorzej. Tymczasem muszę wrócić do stosu papierów.  


Nora Roberts - Z nakazu sądu


Z nakazu sądu to lekka lektura w odbiorze. Nie jest jakaś porywająca, ani nie urzeka niczym szczególnym, jednak czyta się bardzo przyjemnie. 

Rachel, piękna pani adwokat to babka z zasadami. Jest twarda i nie da sobie w kaszę dmuchać. Ma również miękkie serce i słabość do niegrzecznych chłopców. Potrafi dostrzec pod płaszczykiem cwaniactwa i arogancji to, czego inni nie potrafią. Tak właściwie tylko dzięki niej Nick zawraca ze złej drogi. Zack natomiast jest twardym i nieco upartym mężczyzną. Potrafi postawić na swoim gdy tego chce, ale ma też wrażliwe serce. Nic więc dziwnego, że Rachel i Zack połączyło nieplanowane uczucie. 

Sama fabuła nie zaskakuje, jest wręcz przewidywalna, ale nie nudna. Wyraziści bohaterowie są najmocniejszą stroną tej książki. Mam na myśli nie tylko głównych bohaterów, ale również panią sędzinę i lekarkę, która pojawia się tylko na chwilę. 

Książkę warto przeczytać, jeśli akurat nie ma się pod ręką czegoś lepszego.

środa, 16 października 2013

Megan Hart - Naga



Żeby przeczytać tę książkę trzeba wyzbyć się wielu stereotypów i uprzedzeń. Choć niewątpliwie jest to romans, autorka włożyła w niego całą masę dających do myślenia spraw. Dzięki temu książka stała się dużo bardziej głęboka. Z czym więc zetknie się czytelnik? Z homoseksualistami, z problemem rasizmu, problemem niechcianego dziecka, adopcją, religią katolicką i judaizmem, z problemami rodzinnymi etc. Gdybym miała powiedzieć o czym jest ta książka, powiedziałabym, że poza romansem jest też historią o poszukiwaniu swojej tożsamości. 

To, co również rzucało się mocno w oczy to relacja Olivii i Patricka. Choć początkowo wyglądała jak piękna przyjaźń, to w rzeczywistości był to bardzo toksyczny „związek”. O czym czytelnik miał okazję przekonać się z postępem fabuły. 

Sama Olivia, ambitna pani fotograf, uwikłana w pomieszaną relację, przechodzi pewnego rodzaju kryzys tożsamości. Kiedy spotyka Aleksa pozornie powinno wszystko splątać się jeszcze bardziej. I w istocie tak się dzieje, choć relacja, którą budują obojgu daje pewnego rodzaju ukojenie i spokój. O samym Aleksie dowiadujemy się niewiele, właściwie wszystko w pełni wyjaśnia się w ostatnich dwóch rozdziałach. Z pewnością był to celowy zabieg autorki, natomiast przez scenę na początku książki, czytelnik do końca nie ma pewności jak zakończy się ta historia. Właściwie miłość Olivii do Aleksa jest niemal idealna. Wymagała od niej ogromnego zaufania, akceptacji i przełamania strachu przed powtórką ze zdarzeń z przeszłości.  

Nie wiem czym konkretnie urzekła mnie ta powieść, ale z pewnością ją zapamiętam. Była inna i ma w sobie to coś. 

niedziela, 13 października 2013

Jessica Brody – 52 powody dla których nienawidzę mojego ojca


To była zdecydowanie rewelacyjna pozycja. Nie jest to może górnolotna lektura, ale zdecydowanie przyjemna i łatwa w odbiorze. Wielokrotnie uśmiechałam się przewracając kolejne kartki. Lexi Larrabee zamiast otrzymać 25 milionów dolarów otrzymuje listę 52 prac do wykonania. Warto dodać, że zawody, które ma wykonywać, to te najniżej płatne. Sięgając po tę książkę byłam niemal pewna, że autorka nie opisze wszystkich wykonywanych prac (wcale nie twierdzę, że to źle, wręcz przeciwnie). Miałam rację, zostały opisane tylko pierwsze zawody z listy i były naprawdę śmieszne. Samą Lexi dało się lubić od samego początku, mimo, że początkowo była kreowana na znaną, próżną dziewczynkę, której wszystko się należy.  Dziewczyna pławiła się w szampanie, rozbijała drogie samochody i nosiła ubrania najdroższe z możliwych. A jednak, wcale nie była tak zepsuta, jak mogłoby się wydawać. Lexi pod przymusem poznaje tzw. prawdziwe życie i problemy przeciętnych śmiertelników. Przy okazji zawiera przyjaźń i odkrywa, że ktoś może ją polubić dla niej samej. Oczywiście wcześniej miała dwie przyjaciółki od serca, ale cała reszta zawsze czegoś od niej oczekiwała. W książce znajdziemy też wątek romansu, bardzo przyjemnego dla oka czytelników. To, co jednak uderza najbardziej, to problem, który jest powodem zachowania Lexi. Nie jest to może szczególnie odkrywcze, ale autorka bardzo dosadnie pokazała, co potrafi zdziałać brak ciepła i rodzinnej atmosfery w domu. Celowo nie piszę  tu brak miłości, bo ojciec kochał Lexi, tylko nie potrafił tego okazać we właściwy sposób. Bał się, że skończy, jak jej matka i podejmował nietrafne decyzje. Jego osobista trauma i poczucie winy, również przyczyniły się do chłodu emocjonalnego, który go otaczał. Lexi postrzegała ojca jako zimnego drania, na szczęście miała okazję przekonać się, że jest w błędzie.

Książkę czyta się bardzo szybko i z uśmiechem na twarzy. Jest idealna na chwilę odprężenia w chłodne dni. No i plus za okładkę :)

Marina Anderson – Przystań Posłuszeństwa



Hmm… możliwe, że tym postem narażę się wielu osobom. Nie wiem czego spodziewałam się po tej książce, ale z pewnością nie tego, co w niej znalazłam. Właściwie nie powinnam nawet o niej pisać, bo przekartkowałam tę pozycję, gdyż nie dało się jej czytać. Romans zdecydowanie to nie jest, choć między wierszami można się go doszukać. Nie wiem jaki cel miała autorka, ale dla mnie to wyglądało jak pewnego rodzaju instruktarz. Bardzo precyzyjny i konkretny. Generalnie jeśli chodzi o samą treść to może 15 stron nie dotyczyło scen seksu. Cała reszta to dokładne opisy seksualnych poczynań. Przy czym nie były to opisy podszyte emocjonalnością i intymnym związkiem  dwojga ludzi. Wręcz przedziwnie. Znajdziemy tu czysto instrumentalny seks, nastawiony tylko i wyłącznie na osiągnięcie satysfakcji. Chcecie więcej konkretów? Seks grupowy, z osobami tej samej płci, bdsm, obserwowanie innych etc… Ogólnie było to wulgarne i często niesmaczne. Jeśli ktoś lubi tego rodzaju lektury proszę bardzo ale ja nie polecam.

poniedziałek, 7 października 2013

Lynn Cherrie – Do utraty tchu


„Do utraty tchu” to drugi tom serii (t.1 Do szaleństwa). Myślę, że ta część jest lepsza niż poprzednia. Dlaczego? Pewnie dlatego, że tym razem bohaterowie są nieco ciekawsi i dokładniej nakreśleni. Macy jest kobietą z charakterem, mimo ciężkich chwil z przeszłości, nie została wykreowana na postać słabą i złamaną - za co duży plus dla autorki. Seth natomiast jest niegrzecznym chłopcem z trudną przeszłością, która rzuca na niego nieustanny cień. Wydawałoby się, że ta dwójka nie powinna do siebie pasować, jednak świetnie się uzupełniają.
Książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Jeśli komuś podobał się pierwszy tom, to ten z pewnością również przypadnie do gustu. Jeśli natomiast ktoś tęskni za bohaterami z pierwszej części, to również nie będzie rozczarowany, bo bardzo dużo dowiadujemy się o dalszych losach Candace i Briana.    

czwartek, 26 września 2013

Student jak pies?

W czasie małej przerwy w pracy trafiłam na artykuł "Student jak pies”. Niestety nie jest to optymistyczny tekst. Może sporo w nim uogólnień i generalizacji opartej na konkretnych przykładach, a jednak zawiera sporo prawdy. Gdzieś tam po drodze zrzuca się winę na wcale nie tak dawną reformę szkolnictwa i mocno okrojone programy. To prawda, obecnie uczniowie mają dostarczaną ograniczoną wiedzę. Dla mnie jednak nie to jest głównym problemem. My po prostu przestaliśmy uczuć dzieci myśleć (!) Tak, napisałam dzieci, bo ten proces zaczyna się już od najmłodszych lat. Potem pogłębia go szkoła, przez chore klucze, w które trzeba się „wstrzelić” żeby zostać dobrze ocenionym. Do tego dochodzi nieprzemijający trend, że trzeba się wybić, patrzeć tylko na siebie i wymagać od otoczenia. Bo nam się przecież należy. Od najmłodszych lat mówi się dzieciom żeby były odważne, pewne siebie – bardzo dobrze, tyle, że to poszło w niewłaściwym kierunku. Roszczeniowy stosunek studentów do wykładowców, a później i do pracodawców nie jest dobry. Z drugiej jednak strony istnieje dużo sytuacji, w których wykorzystuje się młodych ludzi.  Jeszcze z innej strony człowiek świeżo po studiach nie jest w pełni przygotowany do pracy, brakuje mu doświadczenia i obycia. Czy możliwe jest znalezienie złotego środka? Ja go chyba nie widzę.

wtorek, 24 września 2013

Leah Fleming- Córka Kapitana



Ach, któż nie zna historii Titanica? Chyba nie ma takiej osoby. Córka Kapitana to wyjątkowa powieść, pod każdym względem. Książka jest długa, liczy ok. 600 stron. Jak to więc możliwe, że nie mam pojęcia, kiedy przewróciłam ostatnią stronę? Odpowiedź jest prosta - ta historia wciąga od pierwszych stron.

Żeby nie zdradzać zbyt dużo z samej fabuły... akcja zaczyna się w chwili, gdy dwie kobiety  (May i Celeste) różnych klas społecznych wchodzą na pokład Titanica... Pamiętna noc katastrofy połączyła kobiety, które pewnie w innych okolicznościach nigdy by się nie spotkały. Ich losy śledzimy na przestrzeni lat. Losy niezwykle trudne, naznaczone zemstą i nienawiścią, ale też miłością i prawdziwą przyjaźnią. Wyraziste bohaterki i ogromne pokłady emocji, których dostarcza nam autorka, czynią tę pozycję niezwykle wyjątkową. Dodatkowym atutem jest tło historyczne i emancypacja kobiet, która przewija się przez całą powieść. 

Dla mnie ta historia (a właściwie historie) to dzieło wyjątkowe, które wzrusza niemal na każdym kroku. Ale... nie jestem pewna, czy młodszym czytelniczkom przypadnie do gustu ta pozycja.   

sobota, 21 września 2013

...wyczerpanie i zniechęcenie...


Bilans tego tygodnia? Dwie interwencje po próbach samobójczych, jedno samookaleczenie, dwie niebieskie karty, całodniowe wykańczające szkolenie, przyszła szwagierka na porodówce, łapiąca mnie choroba, piętrzące się zaległości w papierologii wszelkiej maści i perspektywa równie ciężkiego tygodnia przede mną - nie, to ponad moje siły. Dzisiaj to ja mam ochotę usiąść i palnąć sobie w głowę, mimo, że za oknem słońce :/ Tymczasem muszę się zebrać w sobie i zabrać za robotę... 

środa, 11 września 2013

Kiersten White - Paranormalność



Hmm... właściwie nie wiem co napisać o tej książce. Sięgnęłam po nią, bo miała wiele pozytywnych opinii i wiele ochów i achów przeczytałam na jej temat. Z mojej strony nie ma szczególnego zachwytu. Nie mówię, że to zła książka, bo absolutnie się przy niej nie nudziłam, ale... chyba czegoś mi brakowało i niestety nie potrafię określić czego.

Główna bohaterka Evie to zwykła nastolatka, która, o zgrozo, uwielbia róż. Od razu więc kojarzyła mi się stereotypowo z plastikową laleczką. Oczywiście wcale taka nie była, choć wszelkie cechy nastolatki oczywiście posiadała. Lend natomiast był nieco bardziej wyważony, ale dzięki temu uzupełniali się wzajemnie. 

Evie pracuje w międzynarodowej paranormalnej agencji, która kontroluje istoty paranormalne. Mamy więc do czynienia z całą rzeszą istot: wampiry, wilkołaki, wiedźmy, elfy, trolle, rusałki, nimfy etc. Ogólnie nie cierpię tego rodzaju przeładowania, tutaj nie przeszkadzało mi to wcale, pasowało do fabuły i nie czułam się przytłoczona tym ogromem paranormalności. 

Paranormalność to pierwsza część trylogii, ale co nie co tajemnic zostaje wyjaśnione, nie ma więc uczucia kompletnej niewiedzy. Akcja toczy się dość wartko, więc książka się nie nudzi. Możliwe, że sięgnę po kolejną część, aczkolwiek bez szczególnego entuzjazmu. To, co nieco mnie zirytowało, to niemal już tradycyjne, natychmiastowe zakochanie się bohaterów. Pogawędki, tralala i strzał amora, nagle Evie uświadamia sobie, że jest zakochana. Ale... wiem, że teraz akurat się czepiam. W końcu do pozycja dla nastolatków, można więc to wybaczyć autorce. 

Myślę, że nastolatkom, które lubią wątki nie z tego świata, historia przypadnie do gustu, starszym jednak nie polecam tej lektury :)

sobota, 7 września 2013

Nora Roberts - Wywiad z Potworem



Ależ to była miła i odprężająca lektura. Bardzo przyjemnie się czytało i nawet nie wiem kiedy pochłonęłam całość. Co było w niej wyjątkowego? Hmm... chyba mocną stroną były dialogi między głównymi bohaterami. Bardzo dużo znalazło się tu rozważań o samym pisarstwie, jako, że główny bohater był pisarzem. Postać Huntera mnie urzekła, był naprawdę ujmujący, tajemniczy, czarujący i mądry. Pięknie operował słowem i był mieszanką sprzeczności, jakkolwiek dziwnie to brzmi, wszystko do siebie pasowało. Pewnie dlatego był tak bardzo wyrazisty. Lee też dało się lubić, twardo stąpała po ziemi, była pewna siebie, choć krucha wewnątrz. Jej determinacja była godna podziwu. Końcowa opowieść Huntera łapie za serce, właściwie można tylko wzdychać :) Dużym plusem jest miejsce, w którym toczy się większa część akcji. Góry... Oak Canyon... cisza i niczym niezmącony spokój. To powinno mówić samo za siebie. Krajobraz niewątpliwie wpływał na odprężający charakter tej pozycji. Polecam serdecznie na spokojny wieczór po dniu pełnym stresu :) 

piątek, 6 września 2013

Sadie Matthews - Namiętność po zmierzchu, Sekrety po zmierzchu




Nie wiem jak mam podejść do tych książek. To trylogia, ja przeczytałam dwie części, czy sięgnę po trzecią, nie wiem. Właściwie najlepiej byłoby, gdyby ktoś powiedział mi jakie było zakończenie.

Ponad połowa pierwszej części to opis chorego (?) zainteresowania głównej bohaterki - Beth - mężczyzną, którego podgląda przez okno. Wyglądało to trochę tak, jakbym miała do czynienia  z dojrzewającą nastolatką. Trudno mi było uwierzyć, iż autorka opisuje 22-letnią kobietę, w dodatku w emocjonalnym dołku. A główny bohater - Dominic? Nie przekonuje mnie wcale. Właściwie niewiele o nim wiemy, oczywiście pomijający czysto wizualne atrybuty. Jego zachowanie też mi jakoś nie do końca pasuje. To trochę tak, jakby autorka nie potrafiła się zdecydować, jaki powinien być. W drugiej części fabuła nam się nieco komplikuje, dochodzi szef Dominica, wpływowy Rosjanin, który ma ochotę na naszą małą Beth. A sama tematyka BDSM? Nie wiem, dla mnie to było nieco komiczne, w każdym razie z Greyem niewiele to miało wspólnego. Ale... „Gusta i opinie są jak dupa, każdy ma swoją”  :D więc same zdecydujcie czy chcecie to przeczytać. 


wtorek, 3 września 2013

Cassandra Clare - Dary Anioła: Miasto kości



No i stało się... Tyle szumu powstało wokół ekranizacji tej powieści, że w końcu sięgnęłam po książkę i przeczytałam pierwszą część. Długo się przed tym wzbraniałam, gdyż wcześniej miałam w rękach Mechanicznego Anioła i nie podobał mi się jakoś szczególnie. Ale... zwracam honor autorce, bo Miasto Kości jest całkiem całkiem. 

Bardzo dobrze nakreślona fabuła, wyraziści bohaterowie i świetnie wykreowany, paranormalny świat, który przenika się z tym ludzkim. Bardzo podoba mi się cała koncepcja autorki i dość spora doza nieprzewidywalności w trakcie czytania. Jest kilka zwrotów akcji i wszystkie dzieje się naprawdę bardzo szybko. Nie sposób więc się znudzić. 

Clary jest artystyczną duszą, ale nie szarą myszką. Ma odwagę, dąży do prawdy i mówiąc kolokwialnie ma jaja, mimo młodego wieku. Jace z kolei jest nieco oschły i trudny w obyciu, ale to maska, pod którą kryje się miękkie serce i poraniona dusza. Polubiłam go od razu i o ile pochodzenie Clary było dla mnie jasne bardzo szybko, o tyle pochodzenie Jace’a nieco mnie zaskoczyło i chyba niezbyt pozytywnie, bo widziałam w tej dwójce niezłą parę z gatunku tych romantycznych. Isabelle i Alec choć równie wyraziści momentami mnie irytowali. Alec był zwyczajnie wredny, co akurat było zrozumiałe, natomiast nie bardzo wiem co sądzić o Isabelle, czegoś mi w niej brakowało. Simona też nie sposób nie polubić, przypomina mi misiowatego, czasem dumnego przyjaciela z sąsiedztwa, aczkolwiek nie widzę go jako pary dla Clary. To, co jest dużym atutem tej książki to postać Valentine’a. Choć to czarny charakter, nie jest jednoznaczny, ma wiele odcieni i jest skomplikowany. Potrafi hipnotyzować czytelnika i wzbudzać emocje.

Ogólnie książka jest napisana dość prostym językiem i wydaje mi się, że trafia do większości czytelników. Pewnie za jakiś czas sięgnę po drugą część, na razie jednak mam ciekawsze pozycje na oku, a przynajmniej tak mi się wydaje :) 

niedziela, 1 września 2013

Nora Roberts - Trzy Boginie


Zastanawiam się jak napisać cokolwiek, żeby nie zdradzać treści. Trzy Boginie to lektura idealna zarówno na urlop, jak i na zimowy wieczór z kieliszkiem wina. 

O czym jest książka? Opowiada historię poszukiwania statuetek, które razem tworzą bezcenny skarb. Ich historia sięga dawnych dziejów. Posążki były a to przekazywane z pokolenia na pokolenie, a to kradzione. To co, w tej książce naprawdę wyjątkowe to wiele ciekawych zwrotów akcji i szóstka bohaterów, których losy splatają się ze sobą. Choć głównych postaci jest stosunkowo dużo to dzięki wyrazistym charakterom nie zlewają się w szarą plamę. Akcja toczy się naprawdę bardzo wartko i nie sposób nudzić się przy lekturze. Fabułę ubarwiają wątki i zawirowania miłosne. To, co moim zdaniem jest atutem, to dość obszerny prolog, w którym cofamy się do poprzedniej epoki i kradzieży jednego z posążków. Chciałabym napisać więcej, ale nie mam zamiaru powtarzać tego, co możecie przeczytać na okładce, a cała reszta niepotrzebnie zdradzi treść. Dodam tylko, że ta pozycja to osobliwe połączenie książki przygodowej z romansem.

Witaj szkoło?



No i skończyły się wakacje, a przynajmniej dla tych, którzy chodzą do szkoły. Dobrze, że mam to już za sobą, bo nie chciałabym tam wracać. Te ciągłe sprawdziany, odpytywania i wkuwanie rzeczy, które niekoniecznie są potrzebne. Oczywiście ze szkołą wiąże się też wiele pozytywnych wspomnień, zwłaszcza tych związanych z życiem towarzyskim. Ale było, minęło i lepiej niech tak zostanie :) 

Dla mnie wrzesień oznacza więcej pracy i mniej czasu. I co gorsza wiem, że jesień zbliża się wielkimi krokami, potem zima. I znowu zacznie się ubieranie w kozaki, szaliki, kurtki etc. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. 

Póki co, korzystajmy z tej resztki lata, która pozostała :) 

Muzyka na dziś: Gabrielle Aplin - Salvation

piątek, 30 sierpnia 2013

Patricia Schroder - Morza Szept



Tak naprawdę do sięgnięcia po tę książkę skłonił mnie opis i piękna okładka (jakkolwiek źle to brzmi). Morza Szept to pierwsza część morskiej trylogii. Prawdę powiedziawszy ta książka to zaledwie wstęp do kolejnych części, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dlaczego? Bo czytelnik niczego tak naprawdę się nie dowiaduje, poza faktem, że Gordy i kilku innych bohaterów jest  niksami delfinimi - czymś w rodzaju syreny, która potrafi zmienić się w ludzką postać. I właściwie tyle, jeśli chodzi o naszą wiedzę na temat tych istot i ich świata. Ale... książka jest napisana tak, że mimo tej znikomej liczby informacji, można przypuszczać, że w dalszych częściach będzie naprawdę ciekawie. Autorka tak kieruje akcją, iż kusi wyjaśnieniem wielu zagadek w dalszych częściach. 

Akcja powieści toczy się na małej wyspie. Elodie przyjeżdża tam do ciotecznej babci Grace, po śmierci swojego taty. Elodie panicznie wręcz boi się wody, która powoduje u niej mrowienie w kostkach, a czasem i w innych partiach ciała. Niestety w tej części nie dowiemy się dlaczego dokładnie tak się dzieje. Sama bohaterka daje się lubić od samego początku, mimo iż nie wyróżnia się niczym szczególnym, przynajmniej z pozoru. Czytając miałam wrażenie, że cioteczna babcia Elodie wie dużo więcej o wydarzeniach na wyspie, niż pokazuje. Ciekawą postacią jest również Cyril, o którym niewiele wiadomo, choć przewija się przez całą powieść. Duży plus dla autorki za to, że pozytywnie ukazała postać Ashtona, borykającego się z zespołem Tourette’a. 

Wiem, że ukazała się już druga część tej serii, niestety autorka jest niemieckojęzyczna, więc nie jestem w stanie tego przeczytać. Pozostaje mi więc cierpliwie czekać na polskie wydanie.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Sylvia Day – Mąż, którego nie znałam


Bardzo fajna, lekka historia, choć dość nietypowa. To, co mi się ciśnie na usta, to pewna doza wulgarności. Dlaczego? Jak na tamte czasy bohaterowie byli zbyt otwarci w temacie seksu. Chodzi mi nie tyle o kwestię wykonawczą, co o otwartość słowną. To nie bardzo mi  pasuje do tamtej epoki. Co prawda bohaterka nie jest niewinną panienką na wydaniu, ale i tak używanie wulgarnych słów gryzie się z epoką. Jeśli jednak przymruży się na to oko, wychodzi z tego niesamowicie zabawna historia. Dialogi bohaterów, przekomarzania się oraz poczucie humoru zabarwione ironią  są bezbłędne. Isabel i Greysona po prostu nie da się nie lubić. Oboje są impulsywni i mają  bardzo otwarte spojrzenie na związek, co tworzy mieszankę wybuchową.

Z pewnością nie jest to typowy romans historyczny, ale polecam wszystkim, którym nie przeszkadzają wulgaryzmy :)

Zakynthos/Kefalonia - kilka wspomnień z urlopu cz. 8 (ostatnia)



Będąc na Zakynthos nie można przy okazji nie odwiedzić Kefalonii. Promem płynie się zaledwie półtorej godziny, a naprawdę warto. Przede wszystkim dlatego, że jest to podobno jedna z bardziej tajemniczych wysp greckich. Co ciekawego można zobaczyć na Kefalonii? Przede wszystkim jaskinię Drogarati z jej imponującymi stalaktytami, stalagmitami i stalagnatami. Na zdjęciach tego nie widać, ale robi wrażenie. 


Absolutnym hitem Kefalonii jest jednak jezioro Melissani. Prawdziwa perełka natury. Jezioro zostało odsłonięte po ostatnim trzęsieniu ziemi , tym samym, które nawiedziło Zakynthos. Podziemne jezioro ze słodko-słoną wodą o głębokości ok 38m (o ile dobrze pamiętam). Oczywiście woda jest tak krystalicznie czysta, że widać dno. Płynąc tą małą łódeczką w otoczeniu skał, widząc niebo wysoko nad nami nabiera się szacunku dla matki natury. Woda jest lodowata, ale kąpiel i tak jest zabroniona :) Z tego co widziałam, jeszcze jakiś czas temu można było spojrzeć na jeziorko z góry, z miniaturowej platformy. Obecnie platforma jest ogrodzona siatką i drutem kolczastym, niesposób więc się na nią dostać. Prawdopodobnie została zamknięta z obawy przed zawaleniem się. Szkoda, bo widok z góry musi być naprawdę niesamowity. 



Mówi się, że Kefalonia to jedna z najbardziej tajemniczych wysp na świecie. Prawdopodobnie pod wyspą znajduje się jeszcze wiele podziemnych jezior i jaskiń, nie zostało to jednak dokładnie zbadane. 



Na Kefalonii ma miejsce zjawisko niecodzienne, na skalę światową. Otóż woda wpływa pod wyspę i wypływa z drugiej strony. Pod wyspą płynie kilkadziesiąt km. Stąd między innymi słodko-słona woda w jeziorze Melissani. Co ciekawe ten fenomen można zobaczyć. Właśnie w pobliżu wspomnianego jeziora przy jednym z zakrętów drogowych, wpatrując się w kamyczki przy brzegu można dostrzec, że woda wypływa w przeciwnym kierunku niż fale morskie. Nie tak łatwo to dostrzec ale jest, widziałam. Niestety żaden przewodnik nie wskazuje tego miejsca, trzeba więc pytać miejscowych, a i ci nie zawsze wiedzą, gdzie jest to miejsce. Może dlatego, że sami naukowcy szukali tego miejsca przez wiele lat. 


Warto również zobaczyć plażę Myrthos, ta również została wpisana na listę 30 najpiękniejszych plaż świata. Dodatkowo ma ciekawą, aczkolwiek smutną historię. To właśnie na tej plaży nagrywano film „Kapitan Corelli” i słynną scenę z wybuchem bomby (przy okazji polecam film). 




Na Kefalonii można zobaczyć również żółwie Caretta Caretta i to właściwie znacznie bliżej i dokładniej, bez zbędnego osaczania ich, a to dlatego, że podpływają do samego brzegu. Siedząc więc w nadmorskiej knajpce można jeść w otoczeniu żółwi. I tu mam na myśli konkretną knajpkę, której właścicielem jest syn i wnuk wspomnianego wcześniej Panagiotisa (tak, tego przemytnika od wraku statku). Samego pana Panagiotisa nie widziałam, ale wnuka i syna owszem. Syn pilnuje kasy fiskalnej :) Jedzenie serwują naprawdę bardzo smaczne, szczególnie grillowane ośmiornice, jeśli ktoś jest fanem owoców morza. 




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tahereh Mafi - Sekret Julii



Sekret Julii jest kontynuacją Dotyku Julii - tak dla przypomnienia. Na początku wspomnę, że tym razem między wierszami wkradnie się spoiler, więc jeśli ktoś nie chce wiedzieć, co go czeka w drugiej części, lepiej niech nie czyta tego posta :) 

Sekret Julii rozpoczyna się w miejscu, do którego dotarła Julia z Adamem w pierwszej części. Akcja toczy się naprawdę szybko, choć i opisy przeżyć tytułowej Julii są równie bogate, jak w pierwszej części. Bohaterka nadal pozostaje bardzo skupiona na sobie i wszystkim tym, co się z nią dzieje. Momentami bywało to nieco irytujące, ale jak najbardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze doświadczenia. Julia ma problemy z adaptacją do nowej sytuacji i ludzi, w otoczeniu których przyszło jej przebywać. Sytuacji nie poprawia fakt, że bardzo rzadko widuje się z Adamem, co potęguje jej rozchwianie. I tu pojawiają się kolejne komplikacje związane z jej ukochanym, ale o nich nie będę pisać :) Momentami miałam wrażenie, że uczucie, którym Julia darzy Adama jest nieco dziecinne i niedojrzałe, ale bohaterka jest młoda, więc można jej to wybaczyć. W tej części poznajemy także bliżej Warena. Choć początkowo nie należał do moich ulubieńców, to teraz zaczęłam się do niego przekonywać. (Nie)stety wkrada nam się tu mały trójkąt miłosny, za czym osobiście nie przepadam, ale jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się dalej ten wątek. Autorka sporo namieszała i bardzo skomplikowała wątki fabuły, więc bohaterowie z pewnością nie będą mieli łatwo w kolejnej części.

Podsumowując, jestem w pełni usatysfakcjonowana Sekretem Julii i niecierpliwie oczekuję kolejnej części. 

piątek, 9 sierpnia 2013

Lauren Oliver - Delirium


Nie jestem pewna, czy powinnam publikować tego posta, bo pewnie narażę się wielu osobom, ale trudno.  Bardzo podobał mi się opis książki dramatyczna/romantyczna koncepcja autorki, gdyby tylko zostało to napisane w jakiś inny sposób… Może miałam zbyt wysokie oczekiwania i stąd moje rozczarowanie? Z ledwością skończyłam czytać tę historię i choć mam w domu drugą część, to z pewnością jej nie otworzę. Dawno tak się nie męczyłam czytając. Pierwsza połowa książki kompletnie nie zachęciła mnie do poznania dalszych losów bohaterów. Drugą połowę właściwie przekartkowałam, dla zasady. Akcja toczyła się zbyt apatycznie, jak dla mnie. Jak na powieść o uczuciach, bohaterowie byli zaskakująco płytcy w tym temacie. Gdzie ta potęga uczuć? O samym świecie, w którym przyszło żyć Lenie i Aleksowi też nie dowiedziałam się zbyt wiele. Czasem miałam wrażenie, że bohaterowie poboczni są pomijani, albo niedopracowani. Całość mnie odpycha, ale wiem, że seria ma wielu zwolenników, więc  nic więcej nie będę pisać.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz. 7



Pokazałam już wiele miejsc na wyspie, ale tak naprawdę głównym punktem programu na Zakynthos jest zawsze Zatoka Wraku (Ship Wreck) znana też jako Navagio Bay. Jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak tu wszystkie drogi prowadzą do Navagio Bay.   I tu od razu mówię, że tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Ten widok pobił nawet Maderę i Santorini. 


Sama plaża uznana jest za jedną z 30 najpiękniejszych plaż na świecie i w pełni zasługuje na to miano. Zatokę Wraku można zobaczyć od góry i od dołu (wycieczki statkiem). Ja niestety nie zdążyłam zobaczyć tego miejsca od dołu, ale może to będzie pretekst żeby jeszcze tam wrócić :)



Jeśli chodzi o sam wrak... historii jest bardzo wiele i z czasem mnoży się ich coraz więcej. Ta najbardziej prawdopodobna (wg przewodniczki prawdziwa) - statek kilka razy był sprzedawany, aż w końcu 1975 trafił w ręce pana Panagiotisa i otrzymał tą samą nazwę. W 1980 statek rozbił się podczas sztormu. Do czego służył? Przemycał papierosy, broń i kobiety dla włoskiej mafii. Co ciekawe pan Panagiotis nadal żyje, ale o tym wspomnę przy Kefalonii. Jak statek znalazł się na plaży? Najprawdopodobniej sami Grecy go tam umieścili i stworzyli atrakcję turystyczną.


Żeby zobaczyć Zatokę Wraku z góry trzeba dostać się na punkt widokowy. Jest to platforma dla maksymalnie czterech osób i trzeba się nieco wychylić żeby zobaczyć sam wrak. Zatokę można podziwiać nie tylko z wyznaczonego punktu widokowego, można przejść się dalej nad samym klifem - widok niezapomniany. Jest jednak małe ale... tam często dość mocno wieje i zdarzyło się, że nie jeden z tego klifu (około 300 m wysokości) spadł i się zabił. Przewodniczka żartobliwie prosiła, żeby nie dokładać do zatoki kolejnych wraków, jeden w zupełności wystarczy. 

I jeszcze taka mała sugestia... warto przyjrzeć się pocztówkom z motywem Zatoki Wraku, wnikliwy dostrzeże, że na niektórych wrak jest w innym miejscu :)






Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz 6.



Co jeszcze warto zobaczyć na wyspie? Z pewnością drzewo oliwne, które liczy sobie 2000 lat jest atrakcją. O ile dobrze pamiętam jest to druga najstarsza oliwka w całej Grecji. Na zdjęciach tego nie widać, ale jest naprawdę ogromna. Z ciekawostek: jeśli chodzi o oliwki ich kolor (fioletowe vs. zielone) zależy od pory zrywania. Jeśli oliwki zrywane są wcześnie mają kolor zielony, później zrywane mają kolor fioletowy/brązowy. Osobiście w Polsce wolę te zielone, w Grecji jest mi to obojętne. 


Zdjęcie powyżej przedstawia pozostałości po budowli obronnej, obecnie w murach znajduje się najstarszy klasztor na Zakynthos. Zakonnice szyją tam co roku nowe buty dla św. Dionizosa. Później buty są cięte na kawałki i służą jako relikwie. Oczywiście w środku nie można było robić zdjęć, ale ta cerkiew była bardzo skromna.



Zdjęcia wyżej (i te niżej również) przedstawiają Błękitne Groty (Blue Caves). Jest to jeden ze słynnych cudów natury Zakynthos. Na całej wyspie można zobaczyć oferty wycieczek do Błękitnych Grot. 




Błękitne Groty zdecydowanie warto zobaczyć. Błękit wody jest naprawdę niesamowity. Niestety albo stety te cuda może zobaczyć tylko od strony morza.  Z informacji bardziej praktycznych, warto wybrać się do Błękitnych Grot około godziny 13:00 wtedy słońce pada tak, że odcienie błękitu są najbardziej widoczne. Warto też dodać, że im mniejsza łódka, tym lepiej, bo do większej ilości jaskiń można wpłynąć.



Łódki najczęściej mają szklane dno, co umożliwia podziwianie dna morskiego w błękitnej toni. Jako, że Błękitne Groty to znana atrakcja panuje tam "łódkowy tłok", ale nie przeszkadza to w podziwianiu widoków. Cierpiący na chorobę morską mogą mieć problem, gdyż momentami dość mocno buja.