czwartek, 23 stycznia 2014

Cari Quinn - Romans nie jest konieczny


To drugi tom serii Miłość nie jest konieczna. O pierwszej części pisałam tu. Ta historia jest równie lekka i przyjemna jak pierwsza. Spotykamy tu Cory’ego, brata Dillona i Victorię, która też pojawiła się w pierwszym tomie. 

Tym razem czytelnik poznaje nieco historii głównych bohaterów, zwłaszcza Victorii i jej rodziny. Dzięki temu historia nabiera nieco głębi, jeśli rozpatrywać to w kategoriach literatury lekkiej. 

Victoria i Cory wpadają w pułapkę kłamstwa, w którą właściwie sami się wplątali. I radzą sobie z tym, tak, jak potrafią najlepiej. Czasem lepiej, czasem gorzej. Przeważa jednak kompletny chaos uczuciowy, który oczywiście musi zakończyć się happy endem. Całkiem romantycznym happy endem. 


Ogólnie mnie ta historia przypadła do gustu. Jest lekka i w sam raz na zimowy wieczór, ale z pewnością nie jest lekturą wyższych lotów.

środa, 22 stycznia 2014

Teresa Ewa Opoka - Żona psychopaty


Właściwie staram się unikać tego typu historii, bo zbyt wiele spotykam ich na co dzień. Tej jednak nie potrafiłam się oprzeć. Zwykle też nie opisuję tu na blogu tych cięższych pozycji. 

Biorąc do ręki tę pozycję miałam pewne oczekiwania i dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam - psychologiczne, realistyczne studium dręczonej kobiety. 

Tak sobie myślę, że po samym tytule wiele osób może oczekiwać nieco większych emocji. Samo słowo „psychopata” je budzi, bo zwykle kojarzy się z horrorami. Ale... to nie do końca tak. 

Mamy tu pokazaną walkę udręczonej kobiety z tyranem, który tak naprawdę jest przebiegły i wyrafinowany, bo nie pozostawia żadnych śladów zewnętrznych. 


Ile może znieść kobieta? Gdzie znajduje się granica wytrzymałości? Czy nienawiść może zabić? Tego dowiecie się czytając tę książkę. Zdecydowanie polecam, ale zaznaczam, że nie jest to lektura, która wprawia w dobry nastrój.

niedziela, 19 stycznia 2014

Dorie Graham - Pojętna uczennica


Tej książki nie można sądzić po okładce, gdyż ona sugeruje coś zupełnie innego. Tytuł w zasadzie też wprowadza w błąd. 

Jest to romans z nieco rozbudowanym wątkiem erotycznym. Prosta, lekka i przyjemna lektura. Idealna na dzień na plaży albo spokojny wieczór przy lampce wina. 

Oczywiście historia sama w sobie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, zwyczajne czytadło, które szybko się zapomni. Mimo to mi się podobało, działa jak świetny „odmóżdżacz”


Nic więcej nie dodam, same zdecyduje czy chcecie to przeczytać. 

wtorek, 14 stycznia 2014

Aleksandra Monir - Timekeeper


„You’ve got a new life now,
You’re free from old ties.
I can’t undertad how,
Was all I knew a lie?
We could live all we ever dreamed
If you’d just remember you love me
Cause I...
I remember
The way you uesed to hold me.
I remember
The trill we used to share.
We seem to be
Strangers passing by now.
Tell me, did you forget how

We once cares?”

Jakże wielka jest moja radość po przeczytaniu drugiej części „Poza czasem”. Wbrew moim obawom nie poczułam się rozczarowana. Wręcz przeciwnie, jestem jeszcze bardziej oczarowana. Po tej części ta historia podoba mi się jeszcze bardziej. Jest głębsza, bardziej kompletna. 

Choć nigdy nie przepadałam za rozdzielaniem głównych bohaterów, to tutaj bardzo mi się podobał ten zabieg. Może dlatego, że nie było to rozdzielenie w stricte tego słowa znaczeniu. 

W tej części czytelnik poznaje bardziej dziadków Michele oraz historię miłości Marion i Henry’ego Irvinga, która jest niemal tak samo niezwykła jak historia głównych bohaterów. Mamy też okazję poznać podróże w czasie z punktu widzenia Henry’ego - za sprawą jego dziennika. Opis lat 90-tych widzianych jego oczami autorka zdała na 6... Trudno opisać coś, co dla nas jest codziennością (mam na myśli gadżety codziennego użytku), jako przedmioty absolutnie niezwykłe. Autorka uniknęła przy tym przesady, o którą łatwo przy tego typu zabiegach. Oczywiście wątek związany z Rebeccą wprowadza dodatkowo dreszczyk emocji. 

Fabuła przeplatana jest informacjami z podręcznika The Handbook of the Time Society, który wzbogaca treść i dostarcza czytelnikowi wskazówek odnośnie tego kim tak naprawdę jest Michele.

Ogólnie obie części bardzo mi się podobały. Mam słabość do tego typu książek. Obie  moim zdaniem zostały napisane bardzo lekko i  czyta się je jednym tchem. Naprawdę trudno było mi się od nich oderwać. Gorąco polecam. Ja sama z pewnością wrócę do tej historii jeszcze nie raz.

……………..

"I wish I could tell you everything, but I’m afraid you’ll think I’m crazy—even crazier than you probably think I already am,” she said with a shaky smile. “We have so much to talk about, but first, you just need to remember.” “Help me, then.” Philip moved a step closer to her, and Michele felt a delicious shiver run up her spine at the feel of his breath on her cheek. Summoning her courage, Michele took his hand, lacing her fingers with his. “Does this … feel familiar?” Philip held his breath. He closed his eyes, and for a minute the two of them seemed to have forgotten where they were. “Michele,” he whispered, as if in a trance. “I don’t know why I feel like this.” She found that she could barely move or think as Philip gently leaned his forehead against hers, his body so close that she could hear his accelerated heartbeat. With trembling hands, she reached up and placed her palm against his, their fingers interlacing again. Gazing at each other, a look of mutual understanding seemed to pass through them, when suddenly the grand lobby clock struck—and Michele felt their two bodies begin to rise. Philipe drew a sharp breth, clasping her hand tighter and looking down in disbelief as their feet were lifted off the floor by an invisible hand. " What's heppening?"

piątek, 10 stycznia 2014

Alexandra Monir – Poza czasem

PRAWDZIWA MIŁOŚĆ NIE ZNA GRANIC, CZASU I PRZESTRZENI…



„Nie umiem żyć zwyczajnie,
Muszę gonić czas.
Pochłonął mnie nieodwracalnie
Twoich oczu blask.
Zabierz mnie tam, gdzie przyjaciel czas
Nigdy już nie rozdzieli nas.
Zabierz mnie na szalony bal,

Ściśnij dłoń - odfruniemy w dal.”

Jedno jest pewne, na pewno zapamiętam tę książkę na bardzo długo. Kiedy o niej myślę na usta ciśnie mi się słowo „urocza” i „piękna”. Czytałam już wiele historii, w których pojawiał się wątek podróży w czasie, ale ta jest po prostu niesamowita. Z pewnością przyczynia się do tego styl autorki, który bardzo mi odpowiada. Monir pisze lekko i z ogromnym wyczuciem.
Autorka zabiera nas w niesamowitą podróż m. in. po Nowym Yorku z 1910 roku, w epokę jazzu i szalonych lat dwudziestych i wreszcie do Ameryki w okresie II wojny światowej. Wszystko to przeplata się z rokiem 2010. Mogłoby się wydawać, że taka podróż może być nużąca, ale nic bardziej mylnego. Opisy są bardzo wyważone, a przedstawiane wydarzenia niesamowicie wciągające. Po prostu nie sposób oderwać się od tej książki. I choć historia sama w sobie jest nieprawdziwa, to jednak miejsca opisane w książce, są jak najbardziej rzeczywiste. Możemy np. spotkać Luisa Armstronga, odwiedzić Harlem etc. Poznajemy też ówczesną socjetę, przeplata się nawet słynna Lista Czterystu. 
Główni bohaterowie to również ogromny plus tej historii, wszak to przecież romans. Romans inny niż wszystkie. Trudno mi go opisać, bo to pewna doza niewinności, romantyzmu i wyrafinowania. Dla mnie niezwykle urzekający, choć nie powiedziałabym, że szczęśliwy. W fabule bardzo ważna jest muzyka, pięknie wplatane melodie i teksty piosenek (Autorka jest też kompozytorem i solistką). Philip Walker to postać, o której tak naprawdę niewiele wiemy, a nie miałam poczucia, że jest płaski i pozbawiony osobowości. Wręcz przeciwnie, pokochałam go bezgranicznie od samego początku i z każdym kolejnym jego pojawieniem się w książce, moja miłość tylko rosła. Z kolei Michele Windsor to dziewczyna, której życie diametralnie się zmienia. Odkrywa, że może czerpać radość z życia. Właściwie emocjonalnie dojrzewa dzięki swoim podróżom w czasie. Miłość ich obojga jest naprawdę piękna, choć trudna. 
Mimo, że Poza czasem to romans autorka nie skupia się tylko i wyłącznie na nim. Michele poznaje swoich przodków, głównie płci żeńskiej. Wszystkie one są wyraźnie nakreślone, choć autorka nie miała zbyt wiele miejsca na zaakcentowanie ich osobowości. Właściwie w pewnym sensie ta historia jest też swoistym hołdem dla kobiet, które  żyły w tamtych czasach. 
„Nagle poczuła się dumna, że należy do rodziny Windsorów. Kobiety Windsorów musiały mierzyć się z bólem i rozpaczą, zawsze jednak trzymały głowy wysoko, szły do przodu i nigdy nie traciły nadziei. Były najsilniejszymi, najbardziej inspirującymi kobietami, jakie kiedykolwiek poznała. Ich zachowanie poruszyło ją i czuła się teraz zmotywowana, by pójść za ich przykładem.”
Nie mam pojęcia dlaczego ta historia aż tak bardzo mnie urzekła, pewnie złożyło się na to wiele czynników, ale jestem oczarowana. I dobrze mi z tym :) Wiem, że jest druga część tej historii, niestety jeszcze nie w naszym rodzimym języku, pewnie jak znajdę chwilę zajrzę do angielskiej wersji. Mam tylko nadzieję, że kolejna część nie przyniesie ze sobą rozczarowania i nie będzie sztucznie przedłużana, jak to często bywa. Jestem jednak dobrej myśli i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Tę część jednak zdecydowanie polecam.

Melodia, która pojawia się w książce Franz Schubert - Serenade

Laura Kaye - Jedna noc z bohaterem


Ależ to była przyjemna lektura, oczywiście patrząc na nią w kategoriach klasycznego romansu. Ta część jest zdecydowanie lepsza od pierwszej części. Głębsza, bardziej dopracowana. 

Oczywiście trudno mi być obiektywną, bo nie od dziś wiadomo, że uwielbiam bohaterów doświadczonych przez życie, z brakiem wiary w siebie lub innych etc... i dokładnie to otrzymałam. Brady klasyczny przykład DDA i Joss, której przeszłość jest ściśle związana z  domem dziecka i z rodzinami zastępczymi. Oboje byli bardzo prawdziwi i realni w swoich kreacjach. Trudno przy takim obrazku uniknąć przewidywalności, ale wcale mi ona nie przeszkadzała. Tak naprawdę to historia na jeden wieczór. Lekka, ale i zmuszająca do myślenia o tym, co może spowodować trudne dzieciństwo. 


Historia wciąga od pierwszych stron i trudno się od niej oderwać. Polecam wszystkim, którzy lubią klasyczne romanse :)

wtorek, 7 stycznia 2014

Agnieszka Lingas- Łoniewska - Zakład o miłość


Przyznam szczerze, że to było moje pierwsze spotkanie z tą autorką. I choć historia sama w sobie jest naprawdę urocza i właściwie mi się podobała, to jednak mam nieco mieszane uczucia. 

Przede wszystkim było mi ogromnie przyjemnie czytać historię, której akcja toczy się w miejscach, które znam i w których byłam wielokrotnie. Akcja bowiem toczy się we Wrocławiu - moim ulubionym mieście. Czytelnik odwiedza więc np. ulicę Oławską, Ostrów Tumski, most Piaskowy czy Zwierzyniecki. 

Historia Sylwii i Aleksa to tak naprawdę historia nie tylko o miłości, ale też, a może przede wszystkim o poszukiwaniu samego siebie. Odkrywaniu swoich pragnień i o trudnych decyzjach, z jakimi przyszło im się zmierzyć. Sylwia wpadła w sidła zaplanowanej przyszłości i tradycji rodzinnej. Aleks wpadł w sidła zakładu i własnej przeszłości. Czytelnik obserwuje przemianę tej dwójki, która naprawdę raduje serce, ale... dla mnie nie było to do końca realistyczne, bo działo się zbyt szybko. Aleks, zacięty drań nagle zdaje sobie sprawę ze swojej miłości, a Sylwia, ułożona dziewczyna zbyt szybko jak dla mnie podejmuje ważną, zwrotną decyzję. Przy czym jej końcowa decyzja nie do końca była dla mnie zrozumiała i logiczna, bo tak naprawdę mogła mieć jedno i drugie, a jednak z czegoś zrezygnowała. 

Niby w samej fabule pojawiało się bardzo dużo przemyśleń i rozterek głównych bohaterów, a jednak miałam wrażenie, że nie było to dostatecznie głębokie i wnikliwe. Trochę jakby potraktowane zbyt powierzchownie. Być może była to zasługa narracji, która naprzemiennie była prowadzona z punktu widzenia Sylwii i Aleksa.

Ta historia dla mnie miała ogromny potencjał. Mogłaby być naprawdę genialna... Może gdyby została napisana przez kogoś bardziej wnikliwego (nie ujmując autorce oczywiście)... A może to ja zbyt mocno się czepiam?


Tak czy inaczej lekturę polecam, bo uważam, że warto ją przeczytać.   

Powtórki...



Dawno mnie tu nie było, życzę więc Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. Tym razem przyczyną mojej nieobecności nie był brak czasu. Nie miałam o czym pisać, jako, że odświeżałam sobie lektury czytane już wcześniej oraz te tzw. wyższych lotów, o których na blogu nie piszę. Po raz kolejny pochłonęłam Alpine, MSAP i Badytę – Nanik; Arenę – Susan Elisabeth Phillips; Na zawsze  – Judith McNaught.