poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Madera - kilka wspomnień z urlopu cz. 5


Wspomnień albo raczej dokumentacji pourlopowej ciąg dalszy… Na zdjęciu powyżej kościółek parafialny w wiosce rybackiej Ribeira Brava, w tłumaczeniu - zimna rzeka. Podobno wioska ta jest obowiązkowym przystankiem na każdej wycieczce, ale czy jest w niej coś szczególnego? Mnie nie zachwyciła, tak jak inne miejsca na wyspie. Jedyną wyjątkową rzeczą jest jej położenie. Nie da się tego uchwycić na zdjęciach, ale wioska jest wciśnięta w kanion między bardzo wysokimi, skalistymi górami. Jeśli zaś chodzi o samą rzekę, to w lipcu jej nie ma, bo jest zbyt sucho. Widzimy więc tylko puste, ale stosunkowo głębokie koryto.

Ach, chyba zapomniałam wspomnieć, że cała Madera jest wyznania rzymsko-katolickiego. Z takich bardziej niezwykłych rzeczy… idąc na niedzielną mszę, można natrafić na konwój pogrzebowy. Tam bowiem nie ma osobnych mszy upamiętniających zmarłych. Wszystko odbywa się na zwykłej, niedzielnej mszy, w takich przypadkach, z przodu (przy otwartej trumnie) siedzą żałobnicy, a dalej reszta mieszkańców. Wszystko inne odbywa się podobnie jak u nas… no może prawie wszystko… na znak pokoju tam wszyscy się ściskają i całują. Wynika to pewnie z ich otwartego sposobu bycia. Ach i jeszcze rozmowa przez telefon w czasie mszy jest absolutnie powszechna.








Powyższe zdjęcia prezentują panoramę północnego i południowego wybrzeża z przełęczy Encumenada. I niestety to, co tu widać nie oddaje prawdziwego uroku tego miejsca. Byliśmy na sporej wysokości a pod nami jedne z najgłębszych dolin na Maderze. Ten obraz wrył mi się w pamięć na bardzo długo. Dopisało nam szczęście i chmury raczej nie zasłoniły widoku. Podobno często bywa tak, że to miejsce otaczają gęste chmury. Ale nawet gdyby tak się zdarzyło, to można było podziwiać przydrożne kwiaty, których była tam cała masa. Te niebieskie i białe kwiaty, które widać na ostatnim zdjęciu, rosną przy każdej drodze, nawet na największych wysokościach.




Sao Vincente (fotki powyżej) to urokliwe i bardzo zielone miejsce. Oczywiście otoczone górami i lasami laurowymi. Było tam też multimedialne centrum wulkaniczne i jaskinia wyżłobiona przez zastygającą lawę. Sama jaskinia nie powalała na kolana, bo poza korytarzami z zastygłej lawy i dwoma jeziorkami (w tym jedno sztuczne) nic szczególnego tam nie było. Nie ma co liczyć na stalaktyty i stalagmity, za to dość obfitego (jak na jaskinię) deszczyku nie brakuje. Wiele osób, w czasie zwiedzania, poubierało kaptury, co chyba było lekką przesadą.


Przejeżdżając na północ wyspy, można się spodziewać mniej sprzyjającej pogody. Uważa się, że to właśnie ta część wyspy jest najładniejsza. Dominują tu wysokie, strome klify. Jest tu zdecydowanie bardziej dziki krajobraz. W takich warunkach można nabrać szacunku do natury. Jest tylko jedno „małe” ale. Na północy zdecydowanie częściej pada. Dominują też chmury i mgły. Często jest tak, że na południu świeci słońce, a na północy pada deszcz i jest zdecydowanie chłodniej.




Na zdjęciach wyraźnie widać mgłę i chmury. Żałuję, bo przez to nie można zobaczyć tych skał i klifów w pełnej krasie. A w moim odczuciu jest co podziwiać. Powinnam dodać, że wszystkie zdjęcia z tego posta zostały zrobione w ten sam dzień, co powinno, choć w minimalnym stopniu zobrazować jak zróżnicowana pogoda potrafi być na Maderze.
W skale na ostatnim zdjęciu widać okienko. Kilka lat temu niefortunnie wylądował tam paralotniarz. Podobno do dziś można zobaczyć zaczepiony kawałek czerwonego materiału. Ja jednak nic tam nie widziałam, co wcale nie znaczy, że go tam nie było.








1 komentarz:

  1. Co kraj, to obyczaj.. A podróże kształcą - to tak w kwestii przysłów. Widzę te kwiaty, widzę!!

    Bajka, szczególnie te zdjęcia z Sao Vincente - mogę siedzieć i wgapiać się w monitor....

    OdpowiedzUsuń