sobota, 4 lutego 2012

Mój tydzień z Marilyn

Byłam bardzo ciekawa tego filmu. I przyznam szczerze, że nie jestem rozczarowana. Nie jest to typowa biografia, raczej obraz Marilyn widziany oczyma Colina Clarka. Bardzo ładnie zostały pokazane jej problemy. Uzależnienie od leków i jej niestabilność emocjonalna aż biły po oczach. Monroe była na przemian słodka, uwodzicielska, zagubiona i depresyjna. Michelle Williams zagrała po mistrzowsku. Te wszystkie miny i zmiany nastroju musiały być niesamowicie trudne do zagrania. Urzekł mnie też Eddie Redmayne miał w sobie coś takiego, że nie sposób było oderwać od niego wzrok ( nie żeby był w moim typie, zupełnie nie o to chodzi). Był taki niewinny i słodko naiwny, a przy tym niesamowicie czuły i pełen zrozumienia, co było widać w każdym jego spojrzeniu. Zwróciłam też uwagę na Emmę Watson, choć była to rola drugoplanowa, to właśnie Emma bardzo mi tam pasowała i kompletnie nie przypominała Hermiony z Harrego Pottera. Poza tym w filmie można było zobaczyć działanie mechanizmów kina oraz pewne zblazowanie wielkich gwiazd i nie mam tu na myśli tylko Marilyn, która co nie ulega wątpliwości była bardzo nieszczęśliwa.
Choć mnie osobiście film się podobał, to jestem pewna, że nie każdemu przypadnie do gustu. Trzeba lubić tego rodzaju filmy (lub przynajmniej nie mieć do nich awersji), albo kochać Marilyn Monroe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz