sobota, 14 lipca 2012

Gena Showalter – Mroczna Noc


Kolejna autorka bestsellerów New York Timesa, tylko za co? Prawdę mówiąc, gdyby nie fakt, że chciałam tu coś napisać o tej książce, nie skończyłabym jej. Dawno nie czytałam czegoś równie nudnego. Skusił mnie opis, ten zapowiadał coś niesamowitego, z głębią i wielowymiarowymi bohaterami. A jaka była rzeczywistość? Powiedziałabym, że zupełnie odwrotna. Niby było to, co w opisie, a jednak nie przekonało mnie to wcale. Mężczyzna, który żyje z furią w sobie. Ok., było kilka przemyśleń, jak to mu ciężko, i jak bardzo chciałby innego życia, ale w większości było to sztuczne i mało realistyczne. Miałam wrażenie, że wręcz wymuszone. Bezsensownych bójek wśród mieszkańców zamczyska za to nie brakowało. I choć to wpisuje się w ogólną konwencję, to jednak było dość płytkie i powierzchowne. Niby była na końcu ofiara z własnego życia, ale jakoś kompletnie niedramatyczna. Za to pojawiła się jakaś niby bogini, czy co to tam było, z tekstami rodem z podrzędnej miejskiej dzielnicy. To gryzło się tak bardzo, że aż raziło po oczach. Główna bohaterka, to też jakieś nieporozumienie. Słyszy głosy, które przy głównym bohaterze zanikają. Raz jest stanowcza, raz rozhisteryzowana. Kompletnie to było niespójne i nie trzymało się kupy. Już nie wspomnę, że po kilkunastu pierwszych stronach, znałam zakończenie. Zero zagadek, stopniowania napięcia, zamiast tego czysta przewidywalność.
Nie mam pojęcia, co może się podobać w tej książce, bo mnie nic nie przypadło do gustu. Sama koncepcja autorki była dość pomysłowa, ale to tylko połowa sukcesu, trzeba umieć rozwinąć fabułę, a tu mi tego zabrakło. Były momenty, że przekartkowywałam kolejne strony, bo nie działo się nic szczególnego. W porównaniu z tą pozycją „Rozkosze Nocy” były o wiele ciekawsze.
„Mroczna Noc” to pierwsza część serii, do której z pewnością już nie zajrzę. Kompletnie nie interesują mnie też inne książki czy serie tej autorki. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się tu na blogu, aż tak bardzo negatywnie ocenić książkę, ale po Nalini Singh i Ani z jej historiami, nie mogę inaczej, gdyż byłoby to absolutnie im uwłaczające.

Jedyny plus za okładkę, która przyciąga wzrok i obiecuje niezapomniane chwile (choć tych akurat brak)

2 komentarze:

  1. To będzie z pewnością bardzo niestosowny komentarz, ale... uśmiałam się :) Nie, zdecydowanie nie wypada mi tak pisać.

    W tych kilku przypadkach, kiedy miałam okazję porównać swoje wrażenia z Twoimi recenzjami, całkowicie ufam Twojemu wyczuciu.

    Pop-kultura? Prosta, niewymagająca wysiłku ani myślenia. NYT kieruje się widać wyłącznie wynikami sprzedaży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pierwszą częścią się zgodze ze nie jest za ciekawa ale reszta daje rade. Zwłaszcza cześć z Lucjanem i anya... nie jestem pewna czy dobrze pamietam

    OdpowiedzUsuń