piątek, 2 listopada 2012

Nalini Singh - Archangel’s Storm



Ach, kiedy sięgam po kolejne części serii o Łowcach Gildii, wzdycham z pewną tęsknotą za Eleną i Rafaelem. I choć, Zarówno Honor, jak i Mahiya zdobyły moją ogromną sympatię, to Elena skradła moje serce. 

Samą autorkę kocham miłością bezwarunkową. Czasem spotykam się z  ostrą krytyką pod jej adresem, pertraktującą o tym, iż jej bohaterowie, zawsze są piękni i intrygujący, często złamani w przeszłości. Trudno obalić ten argument, bo to prawda. Dla mnie jednak, to jej ogromny atut, bo czy takich mężczyzn spotyka się na codziennie na ulicy? Nie... właśnie dlatego lubię sobie o nich poczytać i oddać wodze fantazji. Bohaterowie Nalini są więc piękni i złamani, ale przy tym wielowymiarowi, niebanalni i ciekawi. Mają w sobie coś, co sprawia, że chcę się o nich dowiedzieć coraz więcej i więcej. I nie ma znaczenia, czy to seria o Łowcach Gildii, czy o rasie Psi. 

Archangel’s Storm opowiada o Jasonie czarnoskrzydłym aniele i księżniczce, będącej siostrzenicą Nechy. Jason intrygował mnie od samego początku, jednak zanim zaczęłam czytać tę część, żałowałam, że nie jest ona o moim ulubieńcu Illiumie. W ostatecznym rozrachunku nie jestem zawiedziona. To, co uderzyło mnie chyba najbardziej, to odmienność Mahiyi od poprzednich bohaterek. Mahiya była bardziej... delikatna, kobieca i słodka, co wcale nie oznacza, że była słaba. Łączyła w sobie kobiecą zmysłowość, inteligencję i siłę, co dało nam bardzo intrygującą bohaterkę. Jason natomiast... zdobył moją absolutną sympatię po tej części. Podobało mi się, że na samym końcu on nadal pozostał sobą. Otwarł się, to prawda, ale też nie do końca, dzięki temu nie było to sztuczne. Historia jego złamania była bardzo natomiast bardzo poruszająca, aż chciałoby się zapłakać. Jedyne, co mi nieco przeszkadzało, to... może nie tyle zbyt szybki rozwój akcji między dwójką głównych bohaterów, a raczej zbyt nagły. Początkowo relacja między bohaterami była bardzo subtelna, niemal niezauważalna, a potem nagle wybuchła z pełną mocą, mimo to zachowała swoją specyfikę, więc nie mam zamiaru się czepiać.

Sama fabuła i rozwój wydarzeń, zaskoczyły mnie nie jeden raz, co w przypadku Nalini jest już właściwie norą. Ona nigdy niczego nie upraszcza, wywołując o czytelnika głód, który można zaspokoić, tylko w jeden sposób - docierając do ostatniej strony. 

Gorąco polecam, nie tylko tę część ale całą serię o Łowcach Gildii. Ja z pewnością wrócę do tych książek jeszcze wielokrotnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz