piątek, 11 maja 2012

Julie Kagawa – Żelazny Król i Żelazna Córka


Hmm… miałam napisać o książce, którą przeczytałam wcześniej, ale jakoś tak się stało, że te dwie przyćmiły tę wcześniejszą.
Żelazny Król i Żelazna Córka to dwie części trzytomowej serii Żelazny Dwór. Wpadłam na nie w empiku (przyciągnęła mnie okładka pierwszej części) i kupiłam pod wpływem impulsu. Teraz mogę otwarcie powiedzieć, iż nie żałuję zakupu.
Świat wykreowany przez Kagawę (w porównaniu do innych książek, które czytałam w ostatnim czasie) jest chyba najbardziej zbliżony do tego starego, typowego fantasy. Mamy tu świat ludzi i świat magii, ze wszystkimi magicznymi stworzeniami. Kraina Nigdynigdy jest wyjątkowa, ponieważ Julie dodała do niej świat techniki i postępu cywilizacyjnego, który akurat w tym wypadku nie jest niczym dobrym, a wręcz niepożądanym i szkodliwym. Nigdynigdy wcale nie została wykreowana jako baśniowy świat, pełen cudowności i ciepła. Owszem, przebijały się opisy pięknych krajobrazów i kolorów, ale w głównej mierze magiczny świat był nieprzystępny i pełen niebezpieczeństw. Jak to zwykle bywa magiczna kraina rządzona jest przez siły dobra i zła - tu dwa dwory Zimy i Lata, jednak co ciekawe wcale nie jest tak, że to stereotypowy podział na tych dobrych i tych złych. Zarówno władczyni Zimy, jak i władca Lata, są bezwzględni i dość oziębli w obyciu, nawet względem własnych dzieci.
To, co uwielbiam najbardziej w tego typu książkach, to swoiste odczucie, że nic tu nie dzieje się przypadkowo. Tu było to bardzo wyraźne, do tego stopnia, iż pierwsze 1,5 strony znalazło odzwierciedlenie w drugiej części.
Książki te są pełne niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. I tu, choć może nie zabrzmi to zachęcająco, z ręką na sercu stwierdzam, iż druga część jest o wiele ciekawsza niż pierwsza. Po przeczytaniu obu mam wrażenie (być może słuszne), że Żelazny Król był tylko wprowadzeniem do dalszych wydarzeń.
Teraz przydałoby się coś wspomnieć o samych bohaterach. Główną bohaterką jest Megan, nastolatka, która jest szkolnym popychadłem i choć dla wielu może to brzmieć raczej zniechęcająco, to tutaj zupełnie nie przeszkadza. Powiedziałabym, raczej, że to w jakiś sposób kształtuje bohaterkę, ponieważ przebywając w krainie Nigdynigdy, też nieustannie spotyka się z pogardą (dlaczego? Musicie same przeczytać). Te doświadczenia czynią ją jednak silniejszą, a wydarzenia, z którym przyszło jej się zmierzyć, pozwalają jej dojrzeć i czynią z niej zupełnie inną nastolatkę niż na początku.
Robin (albo Puk) zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. I choć cechowały go wierność i oddanie Megan, to jednak mojej serce podbił Ash. Zimowy książę to postać dość złożona. Potrafił być bezwzględny i okrutny, jednak pod tą maską kryła się udręczona dusza i tęsknota. To on w całej tej historii dorównywał Megan liczbą trudnych wyborów, a może nawet przewyższał. Jego wybory właściwie zawsze wiązały się z nieprzyjemnymi, czasem wręcz dramatycznymi skutkami. Pod koniec Żelaznej Córki został moim niekwestionowanym ulubieńcem z całej tej historii.
Zapomniałam wspomnieć, że mamy tu do czynienia ze swego rodzaju trójkątem miłosnym (co, jak zauważyłam jest dość popularne ostatnio), jednak nie przyćmiewa on innych wydarzeń i jest raczej podrzędny, aczkolwiek znacząco wpływa na akcję.
Sądząc po Żelaznej Córce ostatnia część będzie równie świetna, co druga. Wiele, nie zostało jeszcze wyjaśnione i pewnie wiele się jeszcze wydarzy. Widzę więc ogromny potencjał. Pozostaje mi jedynie czekać na ostatnią część serii  Żelaznego Dworu.
Jeśli ktoś lubi zaczarowany świat niekoniecznie cudowny i bezpieczny, jeśli ktoś przepada za elfami i całą gamą magicznych stworzeń, jeśli dla kogoś romans w tle jest dodatkową pikantną nutką, to zachęcam do przeczytania tych książek, bo naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz