Generalnie cykl Łowcy Gildii czytałam jakiś czas temu w wersji angielskojęzycznej. Wtedy byłam zachwycona. Teraz ponownie przeczytałam dostępne części, ale już w ojczystym języku i moje oczarowanie tylko się powiększyło. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest to jeden z moich ulubionych cykli, do którego wrócę jeszcze nie raz.
Jak zwykle poszperałam troszkę w sieci i niejednokrotnie byłam zdziwiona czytając niektóre negatywne opinie na temat tej serii, z którymi kompletnie się nie zgadzam, ale każdy ma prawo mieć swoje zdanie, prawda?
Już sam pomysł autorki jest absolutnie niebanalny i jedyny w swoim rodzaju. Rzadko kiedy spotyka się nadprzyrodzony świat, który przenika się z tym typowym ziemskim, i oba te światy uzupełniają się wzajemnie. Tutaj obraz Nowego Jorku został stworzony tak, jakby wieża Archanioła była wpisana w jego rzeczywisty krajobraz, nie było tego poczucia, że coś tu nie pasuje.
Sama koncepcja aniołów, archaniołów, wampirów i łowców, również jest wyjątkowa. Osobiście nie spotkałam się z tym, żeby aniołowie tworzyli wampiry, i to dlatego, że muszą, a niekoniecznie chcą. Wampiry na usługach aniołów? To też mi się podoba i jest równie niebanalne, jak cała reszta.
Nalini stworzyła absolutnie wyjątkowy świat, świat, w którym wszystko ma swoje miejsce. Zbudowała pełny, trójwymiarowy obraz, ze wszystkimi szczegółami, powiązaniami między bohaterami i hierarchią. Opisy miejsc i postaci niesamowicie pobudzały moją wyobraźnię.
Co do samych postaci. Tu moim zdaniem Nalini wykonała kawał mistrzowskiej roboty. Każdy bohater, nawet ten poboczny, był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, i miał jedyną w swoim rodzaju historię, często trudną i bolesną. Nie dało się nie lubić tych postaci, nawet jeśli momentami były brutalne i bezwzględne. Elena urzekła mnie od pierwszych stron, podobnie Rafael, i z każdą kolejną przeczytaną kartką byłam nimi zachwycona coraz bardziej i bardziej. Nie mam pojęcia w jaki sposób autorka tego dokonała, ale mimo tego pierwiastka ludzkiego, który obudził się w Rafaelu, on nadal pozostał istotą, która nie jest człowiekiem. Dało się to wyczuć na każdym kroku. Dla mnie to było niezwykłe, gdyż jedna postać miała w sobie zarówno pierwiastek ludzki i nieludzki i tworzyło to niesamowitą harmonię. Wiem, że brzmi to jak masło maślane, ale nie potrafię tego lepiej dobrać w słowa.
Odnosząc się do samego Ostrza Archanioła, czyli historii Dmitriego: to również była wyjątkowa historia, która łapała za serce i z przyjemnością ją czytałam. Mam jednak jedno małe ale… Być może wynika, to z mojej ogromnej sympatii do Eleny i Rafaela, jednak brakowało mi ciągu dalszego ich historii i czytając Ostrze Archanioła, łapałam się na tym, że szukałam wyżej wspomnianych bohaterów. Mam takie poczucie, że ich historia została troszkę przerwana, bo w Małżonce Archanioła, obudziła się matka Rafaela i co dalej? W Ostrzu właściwie zostało to tylko wspomniane raz czy dwa i nic poza tym. A z tego, co zdążyłam się zorientować, to kolejna część ma dotyczyć jeszcze innego bohatera, więc czuję pewien niedosyt, ale pewnie się czepiam ( nie pierwszy raz z resztą).
Gorąco polecam serię o łowcach Gildii wszystkim, którzy są znużeni typowymi historiami o wampirach, czy aniołach, te książki wyróżniają się właściwie wszystkim, na długo zostając w pamięci. Mam do nich ogromny sentyment i wrócę do nich jeszcze nie raz. Dodam tylko, że wszystkie cztery znajdują się w mojej elektronicznej biblioteczce ulubionych książek.