niedziela, 7 kwietnia 2013

Joanna Łukowska - Nieznajomi w parku


„To ludzie napełniają swoje domy szczęściem lub goryczą...- sam tak powiedział”

Przeczytanie tej książki to... dość niezwykłe doświadczenie. Zdecydowanie nie jest to lekka i łatwa lektura. Czytając ją trzeba się zmierzyć z ogromem emocji, które siłą woli oddziałują na czytelnika. To, co zwraca uwagę przede wszystkim, to bardzo dobrze nakreślone postaci głównych bohaterów. Śmiało mogłabym powiedzieć, że jakieś 70% tekstu to opisy skomplikowanych przeżyć, przemyśleń i wątpliwości bohaterów. W książce jest więc sporo opisów, również miejsc i pewien deficyt dialogów. I wcale nie jest to zarzut z mojej strony. Historia sama w sobie byłaby dość prosta, gdyby nie nietuzinkowi bohaterowie. Już na samym początku czytelnik zostaje zbombardowany doświadczeniami z dzieciństwa obojga, co początkowo nieco mnie rozczarowało, bo nie było czego odkrywać potem... jednak tu nie o odkrywanie chodziło, o czym przekonałam się dopiero później. Autorka skupiała się na konsekwencjach wydarzeń z przeszłości i to było najważniejsze w treści. 

Julia i Ken... dwa kompletne przeciwieństwa. Ona cicha, zakompleksiona, czysta jak łza. Momentami można było odnieść wrażenie, że urodziła się nie w tej epoce. Nie do końca potrafiła odnaleźć się w codzienności życia. Dla mnie była istotą nieco tajemniczą, która działała niemal na wszystkich kojąco, ale to w pewnym sensie siła jej charakteru i długotrwała niezłomność budziła podziw. Każdy ma jednak swoje granice, jej zostały przekroczone i to z dramatycznymi konsekwencjami. Ken zaś... to postać, którą naprawdę trudno lubić. Nie jestem przekonana, czy wszystkie czytelniczki go polubią, momentami sama miałam z tym problem. Jedno jest pewne, jego postępowanie oddziaływało na mnie bardzo mocno i musiałam się mierzyć z emocjami, od których człowiek zwykle ucieka. O Kenie można powiedzieć naprawdę bardzo wiele, ale takiego chaosu, pomieszania, zagubienia, zimnej wyrachowanej kalkulacji powodowanej nie do końca uświadomionym lękiem i myślenia czarno-białego, bardzo dawno nie widziałam. To mnie po prostu poraziło. To było jak jazda roler-costerem po zawiłościach rozumowania i odczuwania osoby z poważnymi zaburzeniami osobowości. Ken miał cechy osobowości z pogranicza i rys paranoika. W gruncie rzeczy był jednak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, świadomie niszczył siebie samego i innych. W końcu złamał i Julię, choć może złamał to nieodpowiednie słowo, bo książka kończy się przecież happy endem. 

Zastanawiam się jak sama autorka podołała tak trudnemu zadaniu, bo trudno było się nie pogubić czytając to, a co dopiero pisząc. Trochę zabrakło mi bardziej wyraźnego momentu, kiedy Ken zrozumiał swój błąd. Na tle tak wyrazistej i pokrętnej osobowości ta chwila nikła i rozmywała się. Mimo to, Joanna Łukowska stanęła na wysokości zadania i naprawdę podziwiam ją za kawał niesamowitej pracy. 

Tyle się napisałam, a i tak mam świadomość, że moje słowa nie oddają prawdziwej istoty tej książki, to po prostu trzeba przeczytać. Mam jednak świadomość, że nie każdemu ta pozycja przypadnie do gustu. Osobom lubującym się w klasycznych romansach raczej nie polecam tej książki, ale czytelniczki pałające zamiłowaniem do zgłębiania umysłów skomplikowanych bohaterów ta pozycja może zadowolić. 

Poniżej zamieszczam 2 fragmenty książki ( w pierwszym widać chaos, o którym wspomniałam powyżej):

„Bo pragnął jej, a potem odpychał, gonił za nią i odstraszał od siebie. Był nielogiczny za każdym razem, gdy ją atakował, a potem oskarżał o to, że się broni; jakże był niekonsekwentny, gdy zmuszał ją do milczenia, a potem żądał słów, krzyku i tego wszystkiego, czego nie chciała mu dać... A żądał przecież tylko po to, żeby niszczyć. Czy można to wybaczyć? Taką głupotę, którą tylko jedna myśl dzieli od zrozumienia, taką dziwną nienawiść, którą tylko krok dzieli od miłości... jeden krok i przepaść wyżłobiona nieufnością. On nie mógł sobie wybaczyć. Ale Julia jest lepsza od niego...” 

„A motyl tulił swoje skrzydła. Wracał do kokonu, z którego wyrwał się na krótko, tylko na jeden bal. Przez jedną noc Julia była motylim Kopciuszkiem u boku swojego Księcia, ale teraz przypominała sobie, że tak naprawdę jest tylko poczwarką. Z upływem nocy czary się skończyły - skrzydła opadły, barwy poszarzały...”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz