niedziela, 13 października 2013

Marina Anderson – Przystań Posłuszeństwa



Hmm… możliwe, że tym postem narażę się wielu osobom. Nie wiem czego spodziewałam się po tej książce, ale z pewnością nie tego, co w niej znalazłam. Właściwie nie powinnam nawet o niej pisać, bo przekartkowałam tę pozycję, gdyż nie dało się jej czytać. Romans zdecydowanie to nie jest, choć między wierszami można się go doszukać. Nie wiem jaki cel miała autorka, ale dla mnie to wyglądało jak pewnego rodzaju instruktarz. Bardzo precyzyjny i konkretny. Generalnie jeśli chodzi o samą treść to może 15 stron nie dotyczyło scen seksu. Cała reszta to dokładne opisy seksualnych poczynań. Przy czym nie były to opisy podszyte emocjonalnością i intymnym związkiem  dwojga ludzi. Wręcz przedziwnie. Znajdziemy tu czysto instrumentalny seks, nastawiony tylko i wyłącznie na osiągnięcie satysfakcji. Chcecie więcej konkretów? Seks grupowy, z osobami tej samej płci, bdsm, obserwowanie innych etc… Ogólnie było to wulgarne i często niesmaczne. Jeśli ktoś lubi tego rodzaju lektury proszę bardzo ale ja nie polecam.

1 komentarz:

  1. Witam
    Zgadzam się w 100 % z twoja opinią... Książka była strasznie beznadziejna i totalnie bez sensu, przez co zastanawiałam się co takiego brała autorka, że napisała tak żenująco głupią książkę....

    OdpowiedzUsuń