poniedziałek, 29 lipca 2013

Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz 1.



Na samym początku powinnam stwierdzić, że mam pewien problem ze zdjęciami - nie oddają one piękna tej wyspy. To smutne, ale niestety prawdziwe. Zakynthos jest trzecią co do wielkości wyspą archipelagu Wysp Jońskich - wyprzedza ją Korfu i Kefalonia, o której nie omieszkam wspomnieć później. Nazwa pochodzi od mitologicznego Dardanosa, ale to można wyczytać w Wikipedii :) 


Czego możemy spodziewać się po samej wyspie? Przede wszystkim cudów natury. To ona wiedzie tu prym. Nie spotkamy tu natomiast zabytków (nie licząc kilku kościołów tudzież klasztorów). Wszystkie zostały zniszczone w wyniku makabrycznego trzęsienia ziemi w latach 50-tych. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że zachowały się tylko miejsca kultu religijnego? Grecy wierzą, że cerkwie zostały ochronione przez patrona wyspy - w przypadku Zakynthos jest Agios Dionysios (zmarł w 1624 r.). 



Z czego jeszcze słynie wyspa (choć to może mniej oficjalne)? Z hałaśliwych Anglików. Byłabym skłonna stwierdzić, że około 75% turystów to właśnie Anglicy. Średnia wieku poniżej 20 lat, może nawet mniej. I to zdecydowanie nie spodoba się osobom szukającym ciszy i spokoju. Jeśli ktoś tego właśnie szuka niech omija szerokim łukiem okolice stolicy - Zakynthos i (w szczególności) Laganas. Lepiej wybrać kurort Keri, Tsilivi albo jakikolwiek inny. 



Ja osobiście znalazłam się w Laganas, przy pełnej świadomości, że jest to najpopularniejszy kurort na wyspie. Cóż mogę powiedzieć, moje wyobrażenia nie dorównały temu, co tam zastałam. Wybrałam hotel położony właściwie na skraju miasta, do ścisłego centrum było jakieś 800 metrów, może kilometr (plażą o wiele mniej). To była bardzo dobra decyzja. Ścisłe centrum Laganas to dwie główne, szerokie ulice naładowane do granic możliwości barami, pubami, hotelami, a przede wszystkim klubami z głośną, dudniącą muzyką. Hotele, które znajdowały się na tych ulicach miały bardzo rozrywkowe noce - goście spali z zatyczkami do uszu (to nie żart). Piszę rozrywkowe noce, dlatego, że na tych ulicach prawdziwe życie zaczynało się po 22 i trwało do 7 rano. Każdy, kto miał do czynienia z młodymi Anglikami (uogólniam, wiem i przepraszam z góry) wie, że potrafią być niezmordowani i głośni, jak mało kto. Rezydentka twierdziła, że są głośni, ale niegroźni. Chyba nie do końca się z tym zgodzę. Można było np. zarobić butelką w głowę. Co jeszcze można było? Usłyszeć wszędobylskie „F**k”, potknąć się o tonę śmieci, które rzucali gdzie popadnie, albo być zaczepianym przez mocno upite (naćpane również) osoby płci przeciwnej - wiek nie miał znaczenia. Moja babcia określiłaby to tak: „Sodoma i Gomora” :D Ogólnie panowała atmosfera pełnej swobody alkoholowej, seksualnej i wszelkiej innej. Mnie te sceny bawiły, pewnie dlatego, że nie spałam w samym centrum tego „widowiska”. Wystarczył jeden spacer w ścisłym centrum około 24, a zobaczyłam striptiz na środku ulicy, około 15-letnie Angielski paradujące bez bluzek i staników - bo przecież jest impreza, wypadek pijanego Francuza na skuterze - bo kto by się tam przejmował promilami we krwi. Mogłabym tu przytoczyć jeszcze inne przykłady, ale może lepiej nie :) Ktoś może zapytać gdzie jest policja. Cóż... gdzieś tam są, przez 2 tygodnie tylko raz widziałam radiowóz. Policjantów jest za mało, nie są w stanie ogarnąć rozbawionego tłumu, więc raczej nie ingerują. Tym samym, młodzi turyści mają ciche przyzwolenie, na to, co robią. Gdyby nie mieli, pewnie tak chętnie by tu nie przyjeżdżali, więc i dochody byłyby mniejsze. 

Na zdjęciu powyżej główna ulica Laganas, przed południem, stąd ta pustka :) 



1 komentarz:

  1. Wczoraj byłam zbyt rozkojarzona, tu nie zajrzałam. Dlaczego mi się zakodowało w głowie, że byłaś na Kos?? Poplątałam wyspy...

    Tak sobie właśnie pomyślałam - przynajmniej to nie nasi rodacy się tak wsławili :/

    OdpowiedzUsuń