W czasie małej przerwy w pracy trafiłam na artykuł "Student jak pies”. Niestety nie jest to optymistyczny tekst. Może sporo w nim uogólnień
i generalizacji opartej na konkretnych przykładach, a jednak zawiera sporo
prawdy. Gdzieś tam po drodze zrzuca się winę na wcale nie tak dawną reformę
szkolnictwa i mocno okrojone programy. To prawda, obecnie uczniowie mają dostarczaną
ograniczoną wiedzę. Dla mnie jednak nie to jest głównym problemem. My po prostu
przestaliśmy uczuć dzieci myśleć (!) Tak, napisałam dzieci, bo ten proces zaczyna
się już od najmłodszych lat. Potem pogłębia go szkoła, przez chore klucze, w
które trzeba się „wstrzelić” żeby zostać dobrze ocenionym. Do tego dochodzi nieprzemijający
trend, że trzeba się wybić, patrzeć tylko na siebie i wymagać od otoczenia. Bo
nam się przecież należy. Od najmłodszych lat mówi się dzieciom żeby były
odważne, pewne siebie – bardzo dobrze, tyle, że to poszło w niewłaściwym
kierunku. Roszczeniowy stosunek studentów do wykładowców, a później i do
pracodawców nie jest dobry. Z drugiej jednak strony istnieje dużo sytuacji, w
których wykorzystuje się młodych ludzi. Jeszcze
z innej strony człowiek świeżo po studiach nie jest w pełni przygotowany do
pracy, brakuje mu doświadczenia i obycia. Czy możliwe jest znalezienie złotego
środka? Ja go chyba nie widzę.
To było bardzo "optymistyczne", Kotek :/
OdpowiedzUsuń