Ależ to była miła i odprężająca lektura. Bardzo przyjemnie się czytało i nawet nie wiem kiedy pochłonęłam całość. Co było w niej wyjątkowego? Hmm... chyba mocną stroną były dialogi między głównymi bohaterami. Bardzo dużo znalazło się tu rozważań o samym pisarstwie, jako, że główny bohater był pisarzem. Postać Huntera mnie urzekła, był naprawdę ujmujący, tajemniczy, czarujący i mądry. Pięknie operował słowem i był mieszanką sprzeczności, jakkolwiek dziwnie to brzmi, wszystko do siebie pasowało. Pewnie dlatego był tak bardzo wyrazisty. Lee też dało się lubić, twardo stąpała po ziemi, była pewna siebie, choć krucha wewnątrz. Jej determinacja była godna podziwu. Końcowa opowieść Huntera łapie za serce, właściwie można tylko wzdychać :) Dużym plusem jest miejsce, w którym toczy się większa część akcji. Góry... Oak Canyon... cisza i niczym niezmącony spokój. To powinno mówić samo za siebie. Krajobraz niewątpliwie wpływał na odprężający charakter tej pozycji. Polecam serdecznie na spokojny wieczór po dniu pełnym stresu :)
Kusisz tymi górami, wiesz?
OdpowiedzUsuń