piątek, 30 sierpnia 2013

Patricia Schroder - Morza Szept



Tak naprawdę do sięgnięcia po tę książkę skłonił mnie opis i piękna okładka (jakkolwiek źle to brzmi). Morza Szept to pierwsza część morskiej trylogii. Prawdę powiedziawszy ta książka to zaledwie wstęp do kolejnych części, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dlaczego? Bo czytelnik niczego tak naprawdę się nie dowiaduje, poza faktem, że Gordy i kilku innych bohaterów jest  niksami delfinimi - czymś w rodzaju syreny, która potrafi zmienić się w ludzką postać. I właściwie tyle, jeśli chodzi o naszą wiedzę na temat tych istot i ich świata. Ale... książka jest napisana tak, że mimo tej znikomej liczby informacji, można przypuszczać, że w dalszych częściach będzie naprawdę ciekawie. Autorka tak kieruje akcją, iż kusi wyjaśnieniem wielu zagadek w dalszych częściach. 

Akcja powieści toczy się na małej wyspie. Elodie przyjeżdża tam do ciotecznej babci Grace, po śmierci swojego taty. Elodie panicznie wręcz boi się wody, która powoduje u niej mrowienie w kostkach, a czasem i w innych partiach ciała. Niestety w tej części nie dowiemy się dlaczego dokładnie tak się dzieje. Sama bohaterka daje się lubić od samego początku, mimo iż nie wyróżnia się niczym szczególnym, przynajmniej z pozoru. Czytając miałam wrażenie, że cioteczna babcia Elodie wie dużo więcej o wydarzeniach na wyspie, niż pokazuje. Ciekawą postacią jest również Cyril, o którym niewiele wiadomo, choć przewija się przez całą powieść. Duży plus dla autorki za to, że pozytywnie ukazała postać Ashtona, borykającego się z zespołem Tourette’a. 

Wiem, że ukazała się już druga część tej serii, niestety autorka jest niemieckojęzyczna, więc nie jestem w stanie tego przeczytać. Pozostaje mi więc cierpliwie czekać na polskie wydanie.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Sylvia Day – Mąż, którego nie znałam


Bardzo fajna, lekka historia, choć dość nietypowa. To, co mi się ciśnie na usta, to pewna doza wulgarności. Dlaczego? Jak na tamte czasy bohaterowie byli zbyt otwarci w temacie seksu. Chodzi mi nie tyle o kwestię wykonawczą, co o otwartość słowną. To nie bardzo mi  pasuje do tamtej epoki. Co prawda bohaterka nie jest niewinną panienką na wydaniu, ale i tak używanie wulgarnych słów gryzie się z epoką. Jeśli jednak przymruży się na to oko, wychodzi z tego niesamowicie zabawna historia. Dialogi bohaterów, przekomarzania się oraz poczucie humoru zabarwione ironią  są bezbłędne. Isabel i Greysona po prostu nie da się nie lubić. Oboje są impulsywni i mają  bardzo otwarte spojrzenie na związek, co tworzy mieszankę wybuchową.

Z pewnością nie jest to typowy romans historyczny, ale polecam wszystkim, którym nie przeszkadzają wulgaryzmy :)

Zakynthos/Kefalonia - kilka wspomnień z urlopu cz. 8 (ostatnia)



Będąc na Zakynthos nie można przy okazji nie odwiedzić Kefalonii. Promem płynie się zaledwie półtorej godziny, a naprawdę warto. Przede wszystkim dlatego, że jest to podobno jedna z bardziej tajemniczych wysp greckich. Co ciekawego można zobaczyć na Kefalonii? Przede wszystkim jaskinię Drogarati z jej imponującymi stalaktytami, stalagmitami i stalagnatami. Na zdjęciach tego nie widać, ale robi wrażenie. 


Absolutnym hitem Kefalonii jest jednak jezioro Melissani. Prawdziwa perełka natury. Jezioro zostało odsłonięte po ostatnim trzęsieniu ziemi , tym samym, które nawiedziło Zakynthos. Podziemne jezioro ze słodko-słoną wodą o głębokości ok 38m (o ile dobrze pamiętam). Oczywiście woda jest tak krystalicznie czysta, że widać dno. Płynąc tą małą łódeczką w otoczeniu skał, widząc niebo wysoko nad nami nabiera się szacunku dla matki natury. Woda jest lodowata, ale kąpiel i tak jest zabroniona :) Z tego co widziałam, jeszcze jakiś czas temu można było spojrzeć na jeziorko z góry, z miniaturowej platformy. Obecnie platforma jest ogrodzona siatką i drutem kolczastym, niesposób więc się na nią dostać. Prawdopodobnie została zamknięta z obawy przed zawaleniem się. Szkoda, bo widok z góry musi być naprawdę niesamowity. 



Mówi się, że Kefalonia to jedna z najbardziej tajemniczych wysp na świecie. Prawdopodobnie pod wyspą znajduje się jeszcze wiele podziemnych jezior i jaskiń, nie zostało to jednak dokładnie zbadane. 



Na Kefalonii ma miejsce zjawisko niecodzienne, na skalę światową. Otóż woda wpływa pod wyspę i wypływa z drugiej strony. Pod wyspą płynie kilkadziesiąt km. Stąd między innymi słodko-słona woda w jeziorze Melissani. Co ciekawe ten fenomen można zobaczyć. Właśnie w pobliżu wspomnianego jeziora przy jednym z zakrętów drogowych, wpatrując się w kamyczki przy brzegu można dostrzec, że woda wypływa w przeciwnym kierunku niż fale morskie. Nie tak łatwo to dostrzec ale jest, widziałam. Niestety żaden przewodnik nie wskazuje tego miejsca, trzeba więc pytać miejscowych, a i ci nie zawsze wiedzą, gdzie jest to miejsce. Może dlatego, że sami naukowcy szukali tego miejsca przez wiele lat. 


Warto również zobaczyć plażę Myrthos, ta również została wpisana na listę 30 najpiękniejszych plaż świata. Dodatkowo ma ciekawą, aczkolwiek smutną historię. To właśnie na tej plaży nagrywano film „Kapitan Corelli” i słynną scenę z wybuchem bomby (przy okazji polecam film). 




Na Kefalonii można zobaczyć również żółwie Caretta Caretta i to właściwie znacznie bliżej i dokładniej, bez zbędnego osaczania ich, a to dlatego, że podpływają do samego brzegu. Siedząc więc w nadmorskiej knajpce można jeść w otoczeniu żółwi. I tu mam na myśli konkretną knajpkę, której właścicielem jest syn i wnuk wspomnianego wcześniej Panagiotisa (tak, tego przemytnika od wraku statku). Samego pana Panagiotisa nie widziałam, ale wnuka i syna owszem. Syn pilnuje kasy fiskalnej :) Jedzenie serwują naprawdę bardzo smaczne, szczególnie grillowane ośmiornice, jeśli ktoś jest fanem owoców morza. 




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tahereh Mafi - Sekret Julii



Sekret Julii jest kontynuacją Dotyku Julii - tak dla przypomnienia. Na początku wspomnę, że tym razem między wierszami wkradnie się spoiler, więc jeśli ktoś nie chce wiedzieć, co go czeka w drugiej części, lepiej niech nie czyta tego posta :) 

Sekret Julii rozpoczyna się w miejscu, do którego dotarła Julia z Adamem w pierwszej części. Akcja toczy się naprawdę szybko, choć i opisy przeżyć tytułowej Julii są równie bogate, jak w pierwszej części. Bohaterka nadal pozostaje bardzo skupiona na sobie i wszystkim tym, co się z nią dzieje. Momentami bywało to nieco irytujące, ale jak najbardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze doświadczenia. Julia ma problemy z adaptacją do nowej sytuacji i ludzi, w otoczeniu których przyszło jej przebywać. Sytuacji nie poprawia fakt, że bardzo rzadko widuje się z Adamem, co potęguje jej rozchwianie. I tu pojawiają się kolejne komplikacje związane z jej ukochanym, ale o nich nie będę pisać :) Momentami miałam wrażenie, że uczucie, którym Julia darzy Adama jest nieco dziecinne i niedojrzałe, ale bohaterka jest młoda, więc można jej to wybaczyć. W tej części poznajemy także bliżej Warena. Choć początkowo nie należał do moich ulubieńców, to teraz zaczęłam się do niego przekonywać. (Nie)stety wkrada nam się tu mały trójkąt miłosny, za czym osobiście nie przepadam, ale jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się dalej ten wątek. Autorka sporo namieszała i bardzo skomplikowała wątki fabuły, więc bohaterowie z pewnością nie będą mieli łatwo w kolejnej części.

Podsumowując, jestem w pełni usatysfakcjonowana Sekretem Julii i niecierpliwie oczekuję kolejnej części. 

piątek, 9 sierpnia 2013

Lauren Oliver - Delirium


Nie jestem pewna, czy powinnam publikować tego posta, bo pewnie narażę się wielu osobom, ale trudno.  Bardzo podobał mi się opis książki dramatyczna/romantyczna koncepcja autorki, gdyby tylko zostało to napisane w jakiś inny sposób… Może miałam zbyt wysokie oczekiwania i stąd moje rozczarowanie? Z ledwością skończyłam czytać tę historię i choć mam w domu drugą część, to z pewnością jej nie otworzę. Dawno tak się nie męczyłam czytając. Pierwsza połowa książki kompletnie nie zachęciła mnie do poznania dalszych losów bohaterów. Drugą połowę właściwie przekartkowałam, dla zasady. Akcja toczyła się zbyt apatycznie, jak dla mnie. Jak na powieść o uczuciach, bohaterowie byli zaskakująco płytcy w tym temacie. Gdzie ta potęga uczuć? O samym świecie, w którym przyszło żyć Lenie i Aleksowi też nie dowiedziałam się zbyt wiele. Czasem miałam wrażenie, że bohaterowie poboczni są pomijani, albo niedopracowani. Całość mnie odpycha, ale wiem, że seria ma wielu zwolenników, więc  nic więcej nie będę pisać.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz. 7



Pokazałam już wiele miejsc na wyspie, ale tak naprawdę głównym punktem programu na Zakynthos jest zawsze Zatoka Wraku (Ship Wreck) znana też jako Navagio Bay. Jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak tu wszystkie drogi prowadzą do Navagio Bay.   I tu od razu mówię, że tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Ten widok pobił nawet Maderę i Santorini. 


Sama plaża uznana jest za jedną z 30 najpiękniejszych plaż na świecie i w pełni zasługuje na to miano. Zatokę Wraku można zobaczyć od góry i od dołu (wycieczki statkiem). Ja niestety nie zdążyłam zobaczyć tego miejsca od dołu, ale może to będzie pretekst żeby jeszcze tam wrócić :)



Jeśli chodzi o sam wrak... historii jest bardzo wiele i z czasem mnoży się ich coraz więcej. Ta najbardziej prawdopodobna (wg przewodniczki prawdziwa) - statek kilka razy był sprzedawany, aż w końcu 1975 trafił w ręce pana Panagiotisa i otrzymał tą samą nazwę. W 1980 statek rozbił się podczas sztormu. Do czego służył? Przemycał papierosy, broń i kobiety dla włoskiej mafii. Co ciekawe pan Panagiotis nadal żyje, ale o tym wspomnę przy Kefalonii. Jak statek znalazł się na plaży? Najprawdopodobniej sami Grecy go tam umieścili i stworzyli atrakcję turystyczną.


Żeby zobaczyć Zatokę Wraku z góry trzeba dostać się na punkt widokowy. Jest to platforma dla maksymalnie czterech osób i trzeba się nieco wychylić żeby zobaczyć sam wrak. Zatokę można podziwiać nie tylko z wyznaczonego punktu widokowego, można przejść się dalej nad samym klifem - widok niezapomniany. Jest jednak małe ale... tam często dość mocno wieje i zdarzyło się, że nie jeden z tego klifu (około 300 m wysokości) spadł i się zabił. Przewodniczka żartobliwie prosiła, żeby nie dokładać do zatoki kolejnych wraków, jeden w zupełności wystarczy. 

I jeszcze taka mała sugestia... warto przyjrzeć się pocztówkom z motywem Zatoki Wraku, wnikliwy dostrzeże, że na niektórych wrak jest w innym miejscu :)






Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz 6.



Co jeszcze warto zobaczyć na wyspie? Z pewnością drzewo oliwne, które liczy sobie 2000 lat jest atrakcją. O ile dobrze pamiętam jest to druga najstarsza oliwka w całej Grecji. Na zdjęciach tego nie widać, ale jest naprawdę ogromna. Z ciekawostek: jeśli chodzi o oliwki ich kolor (fioletowe vs. zielone) zależy od pory zrywania. Jeśli oliwki zrywane są wcześnie mają kolor zielony, później zrywane mają kolor fioletowy/brązowy. Osobiście w Polsce wolę te zielone, w Grecji jest mi to obojętne. 


Zdjęcie powyżej przedstawia pozostałości po budowli obronnej, obecnie w murach znajduje się najstarszy klasztor na Zakynthos. Zakonnice szyją tam co roku nowe buty dla św. Dionizosa. Później buty są cięte na kawałki i służą jako relikwie. Oczywiście w środku nie można było robić zdjęć, ale ta cerkiew była bardzo skromna.



Zdjęcia wyżej (i te niżej również) przedstawiają Błękitne Groty (Blue Caves). Jest to jeden ze słynnych cudów natury Zakynthos. Na całej wyspie można zobaczyć oferty wycieczek do Błękitnych Grot. 




Błękitne Groty zdecydowanie warto zobaczyć. Błękit wody jest naprawdę niesamowity. Niestety albo stety te cuda może zobaczyć tylko od strony morza.  Z informacji bardziej praktycznych, warto wybrać się do Błękitnych Grot około godziny 13:00 wtedy słońce pada tak, że odcienie błękitu są najbardziej widoczne. Warto też dodać, że im mniejsza łódka, tym lepiej, bo do większej ilości jaskiń można wpłynąć.



Łódki najczęściej mają szklane dno, co umożliwia podziwianie dna morskiego w błękitnej toni. Jako, że Błękitne Groty to znana atrakcja panuje tam "łódkowy tłok", ale nie przeszkadza to w podziwianiu widoków. Cierpiący na chorobę morską mogą mieć problem, gdyż momentami dość mocno buja.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Samantha Young - Wbrew Zasadom



Jest to jedna z pozycji, które przeczytałam na urlopie. I mogę śmiało polecić ją właśnie na leniwe popołudnia spędzane na plaży. Jest raczej lekka i zdecydowanie przyjemna. Wciąga od pierwszych stron i czytelnik nie czuje się znudzony wstępem. Nie jest to erotyk, jak mogłaby sugerować okładka, raczej romans z wątkiem erotycznym. Autorka nie skupia się na skomplikowanych opisach pozycji seksualnych, za co ode mnie duży plus. 

W prologu poznajemy nastoletnią Joss, którą dotyka bardzo traumatyczne wydarzenie. Następnie akcja toczy się, kiedy bohaterka jest już dorosła i poszukuje mieszkania. W drodze poznaje Bradena, albo raczej pana Garnitura (ksywka nadana przez Joss). Jak to zwykle bywa, między bohaterami iskrzy od samego początku... i tu pewne zaskoczenie, bo nie rzucają się na siebie od razu. Powiedziałabym raczej, że starali się zacząć od przyjaźni, co niemal im się udało. Sprzyjał temu fakt, że Joss mieszkała z siostrą Bradena - Elle. 

Sami bohaterowie wzbudzili moją sympatię od samego początku. Joss jest zamkniętą w sobie osobą, ale nie szarą myszką. Trauma z przeszłości odcisnęła na niej swoje piętno, sprawiła, że Joss stała się dość chłodna emocjonalnie (co było jej niezaprzeczalnym mechanizmem obronnym), starała się za wszelką cenę być zdystansowana. Owy dystans  był jednak trudny, gdyż Elle i Braden byli bardzo otwarci i przede wszystkim troskliwi, co wprowadzało chaos do uporządkowanego, bezpiecznego świata Joss. Powinnam jeszcze dodać, że Joss cierpiała na napady paniki i PTSD, co dodawało smaczku całej historii. W związku z tym, pojawił się też wątek terapii głównej bohaterki - realistyczny, co było niemałym zaskoczeniem. Jeśli chodzi o samego Bradena... uwielbiałam go od samego początku. Może dlatego, że nie był tak całkiem banalny, jak to zwykle bywa? Miał w sobie to coś. Trzymał się swoich zasad, był opiekuńczy, potrafił być zdecydowany, kiedy tego wymagała sytuacja. Jednym słowem czarujący mężczyzna. W przeszłości został zraniony i nie chce żadnych emocjonalnych związków z kobietami. I choć poczuł coś do Joss, to nie powoduje to u niego spustoszenia (jak w jej przypadku). Właściwie Braden był bardzo rozsądny i wyrozumiały, choć potrafił potrząsnąć Joss, kiedy to było konieczne. Może nie zawsze używał odpowiednich metod, ale osiągał zamierzony efekt.

Tak sobie myślę, że Joss może wkurzać czytelników swoim zachowaniem. Mogę jednak z czystym sumieniem stwierdzić, że jej reakcje były adekwatne do problemów i nieprzepracowanej traumy. Właściwie wszystkie wydarzenia w fabule, zostały przemyślane przez autorkę i pasowały idealnie to problemów głównej bohaterki. Nie były czymś pobocznym.

Przy tym opisie problemów Joss można by odnieść wrażenie, że historia ta będzie nieco przyciężka. Nic bardziej mylnego. Autorka pisze bardzo lekkim językiem, z nutką humoru. Wiele razy się ubawiłam. Sam wątek Elle i Adama był bezbłędny. Oczywiście niektóre sytuacje zostały nieco przerysowane, ale dla mnie były niezłą zabawą. 

Nie chcę zdradzać więcej treści, bo i tak zbyt wiele już napisałam. Mnie osobiście ta pozycja bardzo przypadła do gustu. Z pewnością sięgnę po inne książki tej autorki. Możliwe, że na mój osąd wpłynęła leniwa atmosfera plaży, ale i tak gorąco polecam tę pozycję. 

Sylvia Day – Wyznanie Crossa


Książkę przeczytałam zaraz po premierze, ale nie miałam czasu o niej napisać. Właściwie byłam zdziwiona, bo wydawało mi się, że będzie to trylogia, a tymczasem pojawią się dalsze części. Ile? Podobno w sumie 5. Nie wiem czy się z tego cieszyć. Bo o ile książki mi się podobają, o tyle obawiam się, że kolejne części będą nieco wymuszone. A może nie? W końcu ta część jest najlepsza ze wszystkich, jeśli ten trend się utrzyma… będzie dobrze :)

Co słychać u Evy i Gideona w trzecim tomie? Sporo się dzieje, ale za to jest mniej otwartych kłótni między bohaterami. Kto wie, może to cisza przed burzą? Mam nadzieję, że jednak nie. Odnoszę wrażenie, że nowie postaci jeszcze sporo namieszają – w końcu przeszłość nie może dać o sobie tak łatwo zapomnieć.  Bezgraniczna miłość Gideona nieustannie mnie zachwyca, nawet jeśli takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach :) Ich weekendowy wypad bardzo przypadł mi do gustu. Nie mam pojęcia jak potoczą się losy pary Cary-Trey, ale osobiście bardzo im kibicuję. Wątek z rodzicami Evy też może mieć jakieś znaczenie. Z chęcią przeczytam co będzie dalej i liczę na to, że się nie zawiodę.

Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz 5.


Wcześniej pisałam, że Zakynthos nie ma zabytków, ale może poszczycić się pięknem natury, żeby więc nie być gołosłowną...


Zdjęcia, które tu prezentuję, to półwysep Keri ze swoimi jaskiniami - te ostatnie ciągną się wzdłuż wybrzeża. Niestety trudno je zobaczyć od lądu, trzeba więc wybrać się w rejs. A to nie lada gratka.



Piszę gratka, ponieważ na całej długości można podziwiać wybrzeże, które obfituje w białe skały i lazurową wodę. Między tymi naturalnymi mostami skalnymi łódki przepływają, właściwie można dotknąć skał. Jednak największą atrakcją jest możliwość wpłynięcia do jaskiń, które ciągną się naprawdę daleko. Pływanie w tej lazurowej wodzie w otoczeniu jasnych skał, to naprawdę niezapomniane wrażenie. Szkoda tylko, że nie mieliśmy latarek, bo jaskinie były dalej były ciemne i rozwidlały się, istniało więc zagrożenie, że się zgubimy. Dla tych, którzy nie czuli się na siłach oferowano kamizelki ratunkowe, jako, że było głęboko. 




Niestety zdjęcia nie oddają piękna tego wybrzeża, czego bardzo żałuję. Na tych powyżej, największa jaskinia, do której niemal każdy chciał wpłynąć. Dodam tylko, że woda nie była tak ciepła jak w zatoce Laganas, ale i tak było warto :)

C.D.N.

Zakynthos - kilka wspomnień z urlopu cz 4.


Sama stolica wyspy Zakynthos (o tej samej nazwie) przez Greków nazywana Zante, nie zachwyca niczym szczególnym. Jako, że wszystkie zabytkowe budynki uległy zniszczeniu w wyniku wcześniej wspomnianego trzęsienia ziemi, zachowały się dwa kościoły i biblioteka (o ile się nie mylę). Grecy postanowili odbudować miasto na wzór tego sprzed trzęsienia, ale niestety im się to nie udało. 





Będąc w Zante możemy się więc spodziewać wąskich uliczek zapchanych samochodami, restauracjami i sklepami. Na zabytki nie ma co liczyć. Główna ulica zakupowa (niestety nie jest to deptak) ma jednak swój urok. Można tam znaleźć nie tylko sklepiki z okolicznymi pamiątkami, ale i te markowe oraz sklepy jubilerskie z piękną, oryginalną biżuterią. Wierzcie mi na słowo Grecy są w tym naprawdę dobrzy. (Jeśli ktoś zdecyduje się na zakup radzę się targować, bo potrafią spuścić z ceny nawet 450 euro, mimo, że jestem w tym beznadziejna). 



Główna ulica jest też miejscem nieziemskich zapachów. Możemy tam spotkać mieszaninę oliwkowych mydełek i świeżo parzonej kawy. Będąc w Grecji nie można nie spróbować ich frappe. Żałuję, że u nas takiej nie robią, bo na te upały byłaby idealna. 



Jedyny minus (ale to w całej Grecji) to ich sjesta, która trwa od 14 do 18. Jeśli więc, ktoś wybiera się na zakupy to najlepiej rano, jako, że wieczorem Grekowi może się nie chcieć wrócić do pracy. 



Warto zobaczyć cerkiew św. Dionizosa (zdjęcie wyżej) - to ta zachowana sprzed trzęsienia ziemi. Niestety w środku nie można było robić zdjęć, bardzo tego pilnowano. Cerkiew w środku jest przepiękna. Na środku zamiast ławek krzesła z czerwonego aksamitu w stylu Ludwika XVI, że już nie wspomnę o ikonach i suficie. Oczywiście znajduje się tam też sarkofag patrona wyspy, w bocznej kaplicy o złotych ścianach. Sarkofag jest cały ze srebra. Niestety nie miałam okazji zobaczyć samego Dionizosa, ale podobno otwierają sarkofag, kiedy w cerkwi jest dużo Rosjan. A, oczywiście jeśli ktoś ma zbyt krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, tudzież kusą sukienkę, przy wejściu dostanie chustę do okrycia.