poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Anne Stuart - Książę Ciemności



Właściwie to nie wiem co napisać o tej książce. Była... interesująca, ale nie zachwycająca. Niczym szczególnym się nie wyróżnia. Mamy tzw księcia ciemności, którego zepsucie sięga właściwie granic. A jednak, jak to zwykle bywa, pojawia się kobieta, która go intryguje. Początkowo jest miłą odmianą dla nudy, która go trapi, później jednak staje się dla niego bardzo ważna, czemu ów dżentelmen zaprzecza do samego końca. Mimo oględnych opisów rozpustnego życia księcia ciemności, dla mnie nie był szczególnie interesujący. W porównaniu np. z Diabolicznym Lordem wypada naprawdę blado. Główna bohaterka natomiast może imponować. Jej opiekuńczość względem siostry jest naprawdę chwalebna. Aż trudno się dziwić, że bardzo trudne doświadczenia z przeszłości jej nie złamały. Matka też nie ułatwiała jej życia, nie kochała jej i tylko uprzykrzała życie obu siostrom.

Nie wiem czy polecam tę książkę, z pewnością są o wiele ciekawsze historie z gatunku romansów historycznych. 

sobota, 20 kwietnia 2013

Melissa Darwood - Larista


„L’amore a prima vista”

Do przeczytania tej książki skłonił mnie trailer zamieszczony na portalu www.paranormalbooks.pl. Przyznam szczerze że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Spodziewałam się czegoś w rodzaju trójkąta miłosnego, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. To naprawdę bardzo klimatyczna historia. Pomysł autorki jest niebanalny i bardzo przypadł mi do gustu. 

Larysa jest 18-latką z marzeniem prawdziwej miłości. Właściwie mogłaby z powodzeniem żyć we wcześniejszej epoce. Oczywiście problemy ma typowe dla tego wieku, ale przy tym jest nieco inna, wyjątkowa. Jaj przyjaciółka Zuzka z kolei dość twardo stąpa po ziemi, jej cięte, sarkastyczne riposty, dodają jej uroku. Jeśli zaś chodzi o Gabriela i Daniela, to bardzo długo nie wiadomo kim są naprawdę, choć Gabriela spotykamy już na samym początku książki. To, co jest naprawdę genialne, to fakt, że autorka na początku nie daje nam jasno do zrozumienia, czy Gabriel to chłopak spod ciemnej gwiazdy, czy może zupełnie odwrotnie. Ja uwielbiałam go od samego początku, bo jego tajemniczość sama w sobie działała na wyobraźnię, kiedy doszła do tego czułość i szczypta szarmancji... cóż... przepadłam. Koncepcja tego kim/czym jest tytułowa Larista, też mnie urzekła, żeby tak było w prawdziwym życiu...

Zaskoczyła mnie jedna rzecz... to książka młodzieżowa... a pojawiły się sceny erotyczne i było ich aż trzy. Zostały napisane ze smakiem i ogromnym wyczuciem.

Mały minus, kiedy już się wyjaśniło kim jest Gabriel, praktycznie znałam już zakończenie książki. Czuję też pewien niedosyt, chciałabym więcej poczytać o tych szczególnych istotach (nie mogę napisać o jakich, bo zdradzę tajemnicę).

Książka powinna przypaść do gustu zarówno młodszym, jak i nieco starszym czytelniczkom. Ja polecam mnie się bardzo podobało :) 

Poniżej mały fragment „Laristy”:

„ - Cóż, twoje przeczucie jest mylne - oznajmił powściągliwie. - No chyba, że ona potrafi czytać w myślach, w co szczerze wątpię. Jak każda kobieta, będzie snuć domysły. Będzie szperać w Internecie, dociekać, pytać i zgadywać w kółko, kim naprawdę jesteś. - Spojrzał na mnie wymownie, a zawadiacki uśmiech nie schodził mu z ust. - Jednak większość jej podejrzeń będzie oklepana i trywialna. W najlepszym wypadku weźmie cię za Anioła Śmierci lub elfa, a w najgorszym za demona, wampira albo wilkołaka. Jeśli natomiast nie jest fanką współczesnej fabuły młodzieżowej, w przeciwieństwie do niektórych młodych kobiet...- znów przeniósł na mnie rozbawione spojrzenie - ...to uzna, że coś odjęło ci rozum. Prawda jest taka, że dopóki będziesz milczał na nasz temat albo nie zaczniesz mówić przez sen, to ona nie domyśli się, kim jesteś. Czy to jest zrozumiałe? 
-Tak, ale czy na pewno? - padło nieśmiałe pytanie.
- Na pewno. Ludzie nie mają bladego pojęcia o naszym istnieniu. Spróbuj nas wygooglować, a napotkasz albo brytyjski dziennik, albo program antywirusowy. Reasumując, uważam, że będziesz skończonym głupcem, jeśli nie spróbujesz się przekonać, czy ona jest tą jedyną. Czy wyraziłem się dość jasno, drogi przyjacielu?”  


Co tu się wyprawia?


Im więcej przeglądam informacji w internecie, im więcej oglądam wiadomości, tudzież Uwagę tvn, tym bardziej jestem przerażona. 

Weźmy choćby sprawę prof. Gapika, choć nazywanie go profesorem moim zdaniem jest obrazą dla wszystkich innych noszących ten tytuł. Jak lekarz może posunąć się do czegoś takiego? Seksuolog, który molestuje pacjentki? To jest zwyczajnie obrzydliwe i w głowie mi się nie mieści. Człowiek, który powinien pomagać ludziom staje się przyczyną tak wielkich nadużyć? Nie... mam ciarki na całym ciele...

Troje noworodków zamkniętych w zamrażarce? Pod co to podpiąć? Pod jakąś chorobę psychiczną? Co ta kobieta sobie myślała? Skoro nie chciała tych dzieci, mogła je oddać rodzinom, które z utęsknieniem wyczekują dzieci. Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić coś takiego? I mąż rzekomo nic nie wiedział? Trudno mi uwierzyć, że przegapił aż potrójne 9 miesięcy ciąży...

Z kolei w najnowszym Newsweeku przeczytałam o porodach i błędach lekarzy-położników.  Narażają kobiety i dzieci. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji? Są tak bardzo znieczuleni na ludzką krzywdę? A może po prostu są wypaleni zawodowo? Ale czy to usprawiedliwia owe konsekwencje? Czy gigantyczne odszkodowanie (jeśli się uda) jest w stanie zadośćuczynić kobiecie, której dziecko do końca życia będzie w najlepszym wypadku upośledzone umysłowo? Sama spotykam takie dzieci niemal codziennie i nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy widzę, że ciąża przebiegała prawidłowo, a w trakcie porodu lekarze zawalili sprawę. Tylko, że to matka i dziecko potem muszą się borykać z konsekwencjami. Wszędzie jest nacisk na naturalne porody... mówią, że cesarka to ingerencja chirurgiczna, niebezpieczna. A naturalny poród nie jest niebezpieczny? Przy cesarskim cięciu mamy przynajmniej większe prawdopodobieństwo, że dziecko będzie zdrowe. Dlaczego więc decyduje się za matki? Dlaczego ignoruje się ich wolę? Dlaczego traktuje się je jak nic nierozumiejące „idiotki”? NIE ja się na to nie godzę! 

A na poprawę humoru upiekłam moje ulubione ciastka. Może nie wyglądają szczególnie apetycznie, ale za to są przepyszne i choć było ich bardzo dużo, nie zostało prawie nic :)


Muzyka na dziś: cover Thousand years

niedziela, 7 kwietnia 2013

Joanna Łukowska - Nieznajomi w parku


„To ludzie napełniają swoje domy szczęściem lub goryczą...- sam tak powiedział”

Przeczytanie tej książki to... dość niezwykłe doświadczenie. Zdecydowanie nie jest to lekka i łatwa lektura. Czytając ją trzeba się zmierzyć z ogromem emocji, które siłą woli oddziałują na czytelnika. To, co zwraca uwagę przede wszystkim, to bardzo dobrze nakreślone postaci głównych bohaterów. Śmiało mogłabym powiedzieć, że jakieś 70% tekstu to opisy skomplikowanych przeżyć, przemyśleń i wątpliwości bohaterów. W książce jest więc sporo opisów, również miejsc i pewien deficyt dialogów. I wcale nie jest to zarzut z mojej strony. Historia sama w sobie byłaby dość prosta, gdyby nie nietuzinkowi bohaterowie. Już na samym początku czytelnik zostaje zbombardowany doświadczeniami z dzieciństwa obojga, co początkowo nieco mnie rozczarowało, bo nie było czego odkrywać potem... jednak tu nie o odkrywanie chodziło, o czym przekonałam się dopiero później. Autorka skupiała się na konsekwencjach wydarzeń z przeszłości i to było najważniejsze w treści. 

Julia i Ken... dwa kompletne przeciwieństwa. Ona cicha, zakompleksiona, czysta jak łza. Momentami można było odnieść wrażenie, że urodziła się nie w tej epoce. Nie do końca potrafiła odnaleźć się w codzienności życia. Dla mnie była istotą nieco tajemniczą, która działała niemal na wszystkich kojąco, ale to w pewnym sensie siła jej charakteru i długotrwała niezłomność budziła podziw. Każdy ma jednak swoje granice, jej zostały przekroczone i to z dramatycznymi konsekwencjami. Ken zaś... to postać, którą naprawdę trudno lubić. Nie jestem przekonana, czy wszystkie czytelniczki go polubią, momentami sama miałam z tym problem. Jedno jest pewne, jego postępowanie oddziaływało na mnie bardzo mocno i musiałam się mierzyć z emocjami, od których człowiek zwykle ucieka. O Kenie można powiedzieć naprawdę bardzo wiele, ale takiego chaosu, pomieszania, zagubienia, zimnej wyrachowanej kalkulacji powodowanej nie do końca uświadomionym lękiem i myślenia czarno-białego, bardzo dawno nie widziałam. To mnie po prostu poraziło. To było jak jazda roler-costerem po zawiłościach rozumowania i odczuwania osoby z poważnymi zaburzeniami osobowości. Ken miał cechy osobowości z pogranicza i rys paranoika. W gruncie rzeczy był jednak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, świadomie niszczył siebie samego i innych. W końcu złamał i Julię, choć może złamał to nieodpowiednie słowo, bo książka kończy się przecież happy endem. 

Zastanawiam się jak sama autorka podołała tak trudnemu zadaniu, bo trudno było się nie pogubić czytając to, a co dopiero pisząc. Trochę zabrakło mi bardziej wyraźnego momentu, kiedy Ken zrozumiał swój błąd. Na tle tak wyrazistej i pokrętnej osobowości ta chwila nikła i rozmywała się. Mimo to, Joanna Łukowska stanęła na wysokości zadania i naprawdę podziwiam ją za kawał niesamowitej pracy. 

Tyle się napisałam, a i tak mam świadomość, że moje słowa nie oddają prawdziwej istoty tej książki, to po prostu trzeba przeczytać. Mam jednak świadomość, że nie każdemu ta pozycja przypadnie do gustu. Osobom lubującym się w klasycznych romansach raczej nie polecam tej książki, ale czytelniczki pałające zamiłowaniem do zgłębiania umysłów skomplikowanych bohaterów ta pozycja może zadowolić. 

Poniżej zamieszczam 2 fragmenty książki ( w pierwszym widać chaos, o którym wspomniałam powyżej):

„Bo pragnął jej, a potem odpychał, gonił za nią i odstraszał od siebie. Był nielogiczny za każdym razem, gdy ją atakował, a potem oskarżał o to, że się broni; jakże był niekonsekwentny, gdy zmuszał ją do milczenia, a potem żądał słów, krzyku i tego wszystkiego, czego nie chciała mu dać... A żądał przecież tylko po to, żeby niszczyć. Czy można to wybaczyć? Taką głupotę, którą tylko jedna myśl dzieli od zrozumienia, taką dziwną nienawiść, którą tylko krok dzieli od miłości... jeden krok i przepaść wyżłobiona nieufnością. On nie mógł sobie wybaczyć. Ale Julia jest lepsza od niego...” 

„A motyl tulił swoje skrzydła. Wracał do kokonu, z którego wyrwał się na krótko, tylko na jeden bal. Przez jedną noc Julia była motylim Kopciuszkiem u boku swojego Księcia, ale teraz przypominała sobie, że tak naprawdę jest tylko poczwarką. Z upływem nocy czary się skończyły - skrzydła opadły, barwy poszarzały...”

Stało się? :)



Jadąc dziś ulicami mojego ukochanego miasta - Wrocławia, dostrzegłam na miejskich skwerach nieśmiało wychylające się z ziemi krokusy. Czyżby wiosna przypomniała sobie, że już jest spóźniona? Mam taką nadzieję... 

Muzyka na dziś : Katherine Jenkins - Angel ; Katherine Jenkins - Love never dies Katherine Jenkins - Break it to my heart (zaświadczam, że na żywo śpiewa równie pięknie)

środa, 3 kwietnia 2013

Laura Kaye - Jej Bohater



Zacznę może od tego, że książkę przeczytałam za jednym zamachem. Nie była może jakoś szczególnie wymyślna, tudzież odkrywcza ale... czytało się lekko i była zwyczajnie wciągająca. Oczywiście trudno tę pozycję zaliczyć do literatury ambitnej, to raczej taki „umilacz” czasu. 

Czym mnie ujęła? Bardzo ładnie został opisany syndrom stresu pourazowego u byłego żołnierza służb specjalnych. Pewnie, że można było opisać to bardziej dogłębnie i z większymi detalami, ale wtedy fabuła straciłaby na lekkości. Jak już wspomniałam Marco cierpiał na PTSD, w snach dręczyły go koszmary, za dnia uważał się za człowieka wybrakowanego i odartego z duszy. Jego cierpienie i walka o samego siebie, mnie osobiście wzruszała. Momentami było mi go żal, innym zaś razem miałam ochotę porządnie nim potrząsnąć.  Z kolei Allysa w dzieciństwie straciła matkę, a potem padła ofiarą brutalnego ojca. Mimo tego, poznajemy ją w bardzo dobrej kondycji psychicznej, jako pewną siebie, zdeterminowaną i bardzo wesołą osóbkę. I tylko momentami wnikliwy obserwator dostrzeże echo trudnych doświadczeń z przeszłości. Allysa od dziecka do szaleństwa zakochana w najlepszym przyjacielu swojego brata próbuje pokazać Marco, że nie jest już dzieckiem, które trzeba chronić. Oczywiście Marco zauważa to niemal od razu, jednak przeszłość i negatywne przekonania o sobie nie pozwalają mu się do niej zbliżyć. Czytelnik balansuje więc między tym czego Marco pragnie, a tym co według niego jest słuszne. Mogłabym się doczepić do tego, że wybuch wzajemnego zainteresowania następuje dość szybko, ale tu nie jest to aż tak bardzo istotne. Dodatkowym atutem książki są bohaterowie poboczni, bo choć niewiele o nich wiadomo, wzbudzają sympatię niemal od razu. 

Jeśli ktoś szuka nadmiernego erotyzmu, tu z pewnością go nie znajdzie. Obyło się bez szczegółowych opisów (i dobrze), a scena typowego seksu była tylko jedna. Wspominam o tym, gdyż okładka może sugerować coś zupełnie przeciwnego. Przypuszczam, że to jakiś dziwny chwyt marketingowy, którego przyczyn dopatruję się w obecnej modzie na literaturę erotyczną. 

Ja książkę serdecznie polecam, jest lekka, przyjemna, nieskomplikowana i nadaje się w sam raz na poprawę humoru, któremu aura za oknem ostatnio nie sprzyja.