sobota, 28 stycznia 2012

Laurens Stephanie - Obietnica Pocałunku

Jest to bardzo lekka książka, która dostarczyła mi sporo rozrywki. Mogłoby się wydawać, że to kolejna z tych pozycji gdzie główny bohater – pan i władca - arogancki i pewny siebie postanawia, że dana kobieta będzie jego i żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w grę. Owszem można odnieść takie wrażenie i nie zagłębiając się w naturę tego bohatera, nie dostrzeżemy nic więcej. Kiedy jednak popatrzymy na niego bardziej wnikliwie, zobaczymy niesamowicie inteligentnego człowieka, który w dodatku potrafi nie tylko rozpoznać ale przede wszystkim zrozumieć ludzkie emocje.
Sebastian spotykając Helenę, faktycznie z góry zakłada, że ona zostanie jego żoną, i robi wszystko, żeby tak właśnie się stało. Kiedy jednak dostrzega, że jego wysiłki nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, zaczyna się zastanawiać dlaczego. Arogancja zatem nie przysłania mu rzeczywistości. Wybuch Heleny otwiera mu oczy i pozwala zrozumieć, dlaczego on  (mimo oczywistego wzajemnego pociągu fizycznego) jest ostatnią osobą, którą ona chciałaby poślubić. Właśnie owo zrozumienie, pozwala mu nie tylko osiągnąć zamierzony cel, ale zdobyć zaufanie Heleny i zmienić jej sposób myślenia.
Swoją drogą, to dość zabawne, że człowiek często bywa tak bardzo „ślepy”, że dopiero drugi człowiek pozwala mu dostrzec oczywistość.
Bardzo podobało mi się jak Helena porównywała Sebastiana i Fabiana. Oboje tak bardzo podobni a jednak tak różni. Choć Fabian aż do samego końca nie wzbudzał we mnie pozytywnych emocji, to po przeczytaniu kilku ostatnich zdań przyszło mi na myśl… a może on nie był tak do końca zły? W końcu Sebastian rozumiał jego motywy, co nie znaczy, że pochwalał, to co zrobił. Wygląda jednak na to, że jego stosunki z byłą podopieczną po latach się ociepliły, ale była to tylko sugestia ze strony autorki :)
A na koniec takie małe spostrzeżenie: to chyba jedyna książka z jaką się spotkałam, której między głównymi bohaterami nie padły słowa Kocham Cię :)

czwartek, 26 stycznia 2012

Libba Bray – Mroczny Sekret

Mam trochę mieszane uczucia, co do tej książki. Bardzo prawdopodobne, iż wynikają one z tego, że zanim po nią sięgnęłam naczytałam się opinii, o cudownym, tajemniczym klimacie tej książki. Wiele osób podpinało atmosferę nawet pod horror. Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii i ja tego absolutnie nie neguję. Ja chyba nie do końca poczułam ten klimat grozy i niezwykłej tajemnicy. Oczywiście były sekrety, ale brakowało mi tego napięcia i stopniowego odkrywania, które gdzieś ginęło wśród wzajemnych relacji, między bohaterkami.
Jeśli chodzi właśnie o bohaterki, to te były bardzo barwne. Gemma, z ciętym językiem ale i dobrym sercem. Felicyty, wredna i zacięta ale jednocześnie łaknąca uczucia ze strony rodziny. Pippa, na pierwszy rzut oka głupiutka, egoistyczna, ale w głębi duszy niepoprawna romantyczka. Ann, okaleczająca się sierota, brzydka , wydrwiona, tak bardzo łaknąca uwagi i uznania, ze strony kogokolwiek. Najwięcej kontrowersji mogą budzić Felicity i Pippa, obie nieznośne, wredne, fałszywe i rządzące całą szkołą. Choć z początku nie da się ich lubić, to jednak zyskują, przy bliższym poznaniu. Na końcu wręcz zyskują sympatię czytelnika.
Autorka, bardzo ładnie pokazała specyfikę epoki wiktoriańskiej, może trochę powierzchownie, ale w gruncie rzeczy całkiem nieźle to wyszło. Jak dla mnie dziewczyny były aż nazbyt współczesne, jak na tamte czasy. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby panny (nawet te najbardziej niesforne) potrafiły pić whisky w jaskini, ale może to przekracza tylko moją wyobraźnię. Nie twierdzę, że takie rzeczy nie zdarzały się w tamtych czasach.
W książce, miał być też wątek romansu. Jeśli kilka wymian zdań i to wcale nie do końca przyjemnych, i kilka snów czy pragnień, można nazwać wątkiem romansu, to faktycznie był. Dla mnie, nie było tu żadnego romansu, ale to też kwestia gustu.
Sama koncepcja międzyświata, ciekawa, aczkolwiek przypominała mi Summerland z „Ever”. Kim była Mary i Sara, nie było dla mnie większą zagadką, bo bardzo szybko zorientowałam się w ich tożsamości.
Podsumowując, książka podobała mi się, i bardzo polecam, jeśli ktoś lubi fantasy i epokę, ale niekoniecznie wymaga wątku romansu. Drażniła mnie narracja w czasie teraźniejszym, ale to moje subiektywne odczucie, bo po prostu jej nie lubię.

środa, 25 stycznia 2012

Philippa Gregory - Kochanice Króla

To nie jest lektura dla każdego. Biorąc do ręki tę książkę widzimy opasłe siedemsetstronicowe tomiszcze, po które większość boi się sięgnąć. Jeśli jednak kogoś interesuje historia z okresu panowania Henryka VIII, to zdecydowanie warto. Autorka przenosi nas do szesnastowiecznej Anglii, odkrywając przed czytelnikiem nie tylko to, co piękne. Pokazuje dworskie intrygi, szerokie tło polityczne i religijne, przeplatając to z losami bohaterów. Barwne opisy sprawiają, że człowiek ma wrażenie, jakby znalazł się w tamtych czasach. Przede wszystkim jednak, poznajemy bliżej siostry Boleyn, walczące o uznanie nieobliczalnego króla. Każda z nich jest inna i jedyna w swoim rodzaju, ale obie musiały zapłacić wysoką cenę, przez swoje kontakty z królem - tyranem. Książka jest świetna, jednak jestem pewna, że nie każdemu się spodoba.

wtorek, 24 stycznia 2012

Filmy

Może się wydawać, że tylko czytam i niczego nie oglądam, cóż, to nie jest prawda. Uwielbiam kino i dość często w nim bywam. Telewizję oglądam trochę rzadziej, ale raczej nie jestem ignorantką. Tak więc, dla odmiany może kilka słów o filmach, które ostatnio widziałam, i moim zdaniem są warte polecenia.

Dziewczyna z tatuażem
Świetny film, trzyma w napięciu do ostatniej chwili i choć trwa ponad dwie godziny, nie jest absolutnie męczący. Zanim poszłam do kina, zastanawiałam się, jak oddadzą specyficzny klimat tych książek, bo mam wrażenie, że może być trudno osiągnąć odpowiedni efekt na ekranie. Twórcom udało się to znakomicie. Nie mam zamiaru streszczać tu fabuły, więc odsyłam do filmu i książek. Powiem tylko, że Rooney Mara, zagrała swoją rolę po mistrzowsku, a ta niewątpliwie nie należała do łatwych. Daniel Craig… był… nie wiem jak to określić… troszkę sztywny? Ale pasowało mi to, do tej roli, więc jest ok. Polecam film, bo naprawdę warto. Dla kogoś, kto nie czytał książek, na początku, mógł wydawać się niezrozumiały, ale przecież często tak bywa w filmach.

Ostatnia piosenka
Piękny film i jeszcze piękniejsza historia. Nieszczególnie przepadam za Miley Cyrus, ale film warto obejrzeć. Przewija się w nim wiele problemów, które zostały bardzo ładnie pokazane, jeśli tylko chce się je dostrzec. Pod koniec nie obyło się bez łez (co mi się rzadko zdarza),ale jak tu nie płakać, kiedy córka gra na pogrzebie utwór skomponowany prawie w całości przez ojca?

Gry małżeńskie
Ten film należy do tych lżejszego kalibru. Mandy Moore w roli pani psycholog od porad małżeńskich, która pomaga innym w tym ratuje małżeństwo rodziców, nie zauważając własnych problemów małżeńskich. Bardzo ładnie zostało to pokazane. Poza tym, chyba nie trzeba wspominać, jakich wrażeń wzrokowych dostarczał Kellan Lutz? ;P

ACTA

Hmm… cóż mogę napisać. Nie jestem uprawniona do krytyki, ponieważ posiadam zbyt małą wiedzę na temat tej ustawy. Nie popieram piractwa, ani też nielegalnego rozpowszechniania czegokolwiek, ale będąc zupełnie szczerą, kto z nas jest absolutnie czysty w tym temacie?
Mam jednak poczucie, że wyżej wspomniana ustawa, nie rozwiąże problemu piractwa. Za to godzi w moją prywatność, do której każdy człowiek ma prawo. Nie mam pojęcia jak miałby funkcjonować Internet po podpisaniu tej ustawy, bo portale niewątpliwie będą musiały się jakoś zabezpieczyć, a my na tym ucierpimy. Czy zatem Internet będzie spełniał swoją funkcję nadal? Mam co do tego pewne wątpliwości. Nie wyobrażam sobie jak miałby funkcjonować np. youtube czy chomikuj.pl
Może teraz przesadzam, ale przypomina mi to ideę cenzury. Mam nadzieję, że jednak pójdziemy naprzód zamiast cofać się w czasie.

Muzyka na dziś: Two Steps From Hell - Wind Queen http://www.youtube.com/watch?v=3d9NtZK1mZQ&feature=related

czwartek, 19 stycznia 2012

Kropka

Agh... jestem w kropce. Jak pogodzić, coś, co jest niemożliwe?! Nie da się być w trzech miejscach jednocześnie. Jak zdać koło, na które nie mam czasu się nauczyć? Jakieś czary może? Cokolwiek, byle zadziałało.
Tymczasem moją frustrację łagodzi fakt, że zamiast naprawionego telefonu, z serwisu przyszedł całkiem nowy. Naprawdę jestem w wielkim szoku. Nie spodziewałam się, że dostanę całkiem nowy telefon, tym bardziej, że zanotowano widoczne uszkodzenia z powodu upadku. Najwyraźniej istnieją firmy, które nie robią wszystkiego, byle tylko stwierdzić, że uszkodzenie powstało z winy użytkownika, więc naprawa nie jest objęta gwarancją. Wielki szacunek dla firmy Apple (czy to czasem nie jest z mojej strony namiastka reklamy?)

Zdrowa żywność

Wczoraj usłyszałam w radiu, że już niedługo staniemy się narodem ludzi otyłych, gdyż już ponad 70 % polaków regularnie jada posiłki typu Fast food, w dodatku nie zawsze świadomie, bo żywność przetwarzana, konserwowana i półprodukty też zaliczają się do tej kategorii.
Wszędzie w mediach bombardują nas informacjami, że konserwanty są strasznie szkodliwe, żeby nie kupować np. sosów z torebki, soków lub gotowych ciastek, nie wspominając o tzw. zupkach chińskich – lista jest baaaardzo długa. Powstały nawet specjalne programy, które uświadamiają nas konsumentów, co zawierają produkty, znajdujące się w sklepach. Jestem dwoma rękami za zdrowym odżywianiem (sama staram się odżywiać zdrowo), tylko dlaczego, nikt nie wspomina, że te zdrowsze i wyższej jakości produkty, są równocześnie dużo droższe? Jak przeciętna matka dwójki dzieci, ma np. smażyć mięso na oliwie z pestek winogron, kiedy jego cena jest trzykrotnie wyższa niż zwykłego oleju słonecznikowego? Jak ma sama robić sok z owoców, kiedy ten w kartonie  wyjdzie ją parokrotnie taniej? Może się czepiam, ale przeciętny Polak/ Polka patrzy na cenę i zwykle wybiera, to, co jest tańsze, bo inaczej nie wystarczy na inne rzeczy. Patrząc na to w ten sposób, wygląda na to, że żeby być zdrowszym, trzeba mieć też pieniądze. Trochę to smutna prawda ale niestety takie są realia.
Jakiś czas temu, trafiłam na reportaż dotyczący żywności w sklepikach szkolnych. Oczywiście dziennikarze, bardzo krytykowali wszystko, co było tam sprzedawane. Bardzo mi się podobało, jak wypowiedziała się jedna pani sprzedawczyni, stwierdziła, że dla niej to nie jest problem robić naturalny sok z marchewki, ale dzieci nie będą chciały go kupić, bo jest trzy razy droższy niż np. oranżada. A chyba nikt się nie spodziewa, że sprzedawca będzie charytatywnie rozdawał cokolwiek, tudzież dokładał do interesu? Na koniec całego reportażu dla porównania pokazano amerykańską szkołę w Warszawie, i same zdrowe produkty w sklepiku i na stołówce. Tylko znowu zapomnieli wspomnieć, że jeśli rodziców stać na opłacenie prywatnej szkoły, to nie zrobi im różnicy, kiedy ich dziecko kupi soczek za 10 zł zamiast za 2 zł.
Jak więc znaleźć złoty środek? Wydaje mi się, że trzeba się starać jeść zdrowo, i wpajać to dzieciom od małego, ale jeśli czasem zjemy coś niezdrowego, to przecież świat się nie zawali. Trudno byłoby się cofnąć do XIX wieku, kiedy, to wszystko było swoje a kucharki spędzały cały dzień na przygotowywaniu posiłków. Ludzie rzeczywiście byli wtedy zdrowsi, ale tamte czasy już nie wrócą, musimy się więc przystosować do tego, co jest.
Muzyka na dziś: Gotye – Somebody that I used to know http://www.youtube.com/watch?v=7NhkK-1epUA

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Jaka jest granica między prośbami o pomoc a wykorzystywaniem?

Niemal codziennie jestem świadkiem mniej więcej takiej sceny: bliska mi osoba (którą znam od dziecka) prosi nieustanne o pomoc w wykonaniu najróżniejszych rzeczy na zajęcia. Jako, że jest kobietą studiującą na uczelni, w której prym wiodą mężczyźni, nie ma z tym specjalnego problemu. Oczywiście nie ma nic złego w proszeniu o pomoc, ale wszystko powinno mieć swoje granice. A wykorzystywanie z premedytacją kilkunastu osób, mydląc im oczy, byle tylko osiągnąć zamierzony cel, po czym, ograniczanie znajomości do zdawkowej uprzejmości jest chyba wysoce niestosowne? Zaznaczam, że zdawkowa uprzejmość nie równa się całkowitemu zerwaniu znajomości, bo jak mówi owa osoba „Nie warto palić za sobą mostów, bo dana osoba zawsze może się jeszcze przydać”. Dla mnie to już czyste wyrachowanie. Szkoda mi tylko patrzeć na te męskie zastępy naiwniaków, kiedy orientują się o co w tym wszystkim, tak naprawdę chodziło. Bo osoby, które się na to łapią, zwykle nie należą do sprytnych i obytych w damskim towarzystwie. Nie zmienia to jednak faktu, że cel zostaje osiągnięty i to właściwie minimalnym kosztem, bo przecież zrobienie z siebie słodkiej idiotki, to nie aż takie duże poświęcenie? Udawanie głupiutkiej działa o wiele skuteczniej niż ładna buzia, to niepodważalny fakt. Nie mnie oceniać tego typu postępowanie, ale ja osobiście wolę uchodzić za osobę inteligentną, a udawanie głupszej niż jestem w rzeczywistości jest chyba poniżej mojej godności.


Urzekło mnie do zdjęcie. Szkoda, że wokół mnie nie ma równie romantycznych widoków. A może ja nie potrafię ich dostrzec? W każdym razie spadł śnieg, nie powiem, żebym była szczególnie uradowana, ale wszechobecna szarość była przytłaczająca, a teraz przynajmniej jest jaśniej.

Wpadłam na pewien pomysł. Uwielbiam zarówno książki epokowe, jak i fantasy. Dlatego postanowiłam przerobić coś, co łączy oba te gatunki. Szukałam wytrwale, aż trafiłam na książkę, która przynajmniej z opisu wpasowuje się w powyższą charakterystykę. Jeśli okaże się coś warta, to ją przerobię :)

Muzyka na dziś, coś, co kojarzy się z ciepłem i wakacjami: Aventura – Dile al amor http://www.youtube.com/watch?v=NPFqAmukY6o

niedziela, 15 stycznia 2012

Rachel Hawthorne – „Pełnia Księżyca”


Mam trochę mieszane uczucia co do tej książki. Podobała mi się koncepcja autorki: zmiennokształtni pół-ludzie pół-wilki, wszystko to w otoczeniu nieprzeniknionych lasów i ukrytych skalnych kryjówek, a jednak tak bardzo cywilizowane. Pojawia się też problem zagrożenia ze strony naukowców, ale zaciera przy głównym wątku, którym jest wybranie partnera na czas swojej pierwszej przemiany (bo wilki łączą się w pary na całe życie). Główna bohaterka staje między dwoma chłopakami, nie wiedząc, którego z nich wybrać i wokół tego kręci się cała akcja. Trochę za dużo było tych jej wątpliwości. To coś jak: „chciałabym a boję się”. Chociaż gdy spojrzeć na to z innej strony, to jednak to był wybór jej życia, więc nie ma się co dziwić jej rozterkom. Zwłaszcza, że rodzice naciskali a ona sama miała dopiero siedemnaście lat. Dla mnie ta książka była bardzo lekka, więc jeżeli ktoś nie szuka przyspieszonego bicia serca i atmosfery niepewności, tylko czegoś raczej łagodnego i odprężającego, to ta książka nadaje się w sam raz.

piątek, 13 stycznia 2012

Jest taki dzień...

Bywają takie dni, kiedy fatalne wieści przygniatają człowieka. Cóż… mój nadszedł dzisiaj. Nie mam już siły. Wiele bym dała za jakiś magiczny wyłącznik w mojej głowie. Nie lubię narzekać, a już tym bardziej użalać się nad sobą. Jedyne co mogę zrobić, to zmierzyć się z problemami i iść dalej… szkoda tylko, że to takie trudne.

Kiedyś ten dworek musiał być piękny. Teraz niestety zostały z niego ruiny z informacją, że grozi zawaleniem. Szkoda, bo pochodzi z XVIII wieku i otacza go piękny park, który również jest strasznie zaniedbany. Mimo to, będąc w tym miejscu, czuje się tą niezwykłą atmosferę historii. Miałam okazję posłuchać o dziejach tego dworku, od człowieka, który znał osobiście jego ostatnich właścicieli.

Muzyka na dziś: Brian Crain - Leaves on the water   http://www.youtube.com/watch?v=J9RxKRVvMT0&feature=related

czwartek, 12 stycznia 2012

Gillian Schields – „Nieśmiertelny” i „Zdrada Nieśmiertelnego”



Z tego, co zdążyłam się zorientować obie książki nie mają najlepszych opinii, przyznam szczerze, że nie mam pojęcia dlaczego. Mnie osobiście urzekła ta historia. Jest niezwykle klimatyczna i trzyma w napięciu od samego początku do końca. Nie trzeba długo czekać na rozwój akcji i stopniowe odkrywanie coraz to nowych sekretów i tajemnic. Wszystko to w niezwykłej scenerii. Cały czas mam przed oczami rozległe wrzosowiska i stary dwór, w którym historia miesza się z teraźniejszością.
Jest to historia o bezgranicznej miłości (nie)zwykłej dziewczyny i nieśmiertelnego chłopaka oraz o siostrzanej więzi, zaufaniu i wzajemnej lojalności. Druga część jest jeszcze bardziej mroczna i jednocześnie niesamowicie emocjonalna i przejmująca. Czytając prywatne zapiski głównego bohatera, niejednokrotnie serce ściskało mi się z żalu. Każdy jeden „list” był wyjątkowym wyznaniem miłosnych, zabarwionym cierpieniem i poczuciem osamotnienia. Zakończenie tej historii choć bardzo, bardzo smutne, to nie do końca nieszczęśliwe. Wydaje się, że takie zakończenie było jedynym możliwym wyjściem i darem, jaki można oddać ukochanej osobie. I choć bardzo chciałabym inne zakończenie, to pewnie w tych okolicznościach byłoby ono sztuczne.

„Wszystko to tajemnice. Otaczają nas cuda.
Ty jesteś moim cudem.
Tak więc będę czekał - mam nadzieję. Tu, w ciemnościach, podniosę oczy na wschód słońca.
I będę na Ciebie czekał.”



środa, 11 stycznia 2012

Po trupach do celu?

Jakie to dzisiaj powszechne, ciągle widzę ludzi, którzy robią wszystko by osiągnąć zamierzony cel. Wszystko - mam na myśli, że nie obchodzi ich nawet fakt, iż przy tym ranią i niszczą innych ludzi. Chciałoby się rzec taki dzisiaj świat, liczysz się tylko TY, a reszta jest nieważna. Tylko, że jeśli rzeczywiście taki jest dzisiaj świat, to ja się do niego nie nadaję.
Zostałam wychowana w poszanowaniu dla drugiego człowieka, i nie potrafię tak po prostu olać innych. Bywa, że niestety na tym tracę, ale osiąganie własnych celów i zamierzeń, kosztem innych, nie leży w mojej naturze i nic na to nie poradzę. Bo czy można budować szczęście na nieszczęściu drugiego człowieka? Mówią, że nie… ale patrząc na różne sytuacje, bywa, że mam wątpliwości.

Jadąc dzisiaj samochodem, byłam świadkiem niebezpiecznych wybryków jakiegoś szczeniaka – tak, szczeniaka, bo jak określić młodego kierowcę, który na oko miał 18-19 lat i w środku miasta  wyprawiał takie rzeczy, że miałam wrażenie jakbym oglądała amatorski rajd samochodowy. W dodatku bezczelność tego chłopaka była porażająca. Jak można być tak bezmyślnym? Jeśli ktoś chce się zabić, to proszę bardzo, tyle, że najczęściej w takich przypadkach giną niewinni ludzie.

Muzyka na dziś: Nelly -  Just a dream (cover, moim zdaniem lepszy od oryginału) http://www.youtube.com/watch?v=a2RA0vsZXf8

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Uwzięli się na mnie?

Najpierw podczas obiadu, kelner zwracał  się tylko do mnie, otwarcie lekceważąc resztę towarzystwa, co z każdą chwilą wprawiało mnie o coraz większe zażenowanie i irytację, by potem wraz z rachunkiem zostawić swój numer telefon. Jakby tego było mało, w drodze do samochodu zaczepił mnie kolejny natręt, zapraszając na kawę. Kiedy usłyszał, że jestem zajęta i nie umawiam się z innymi mężczyznami, usłyszałam, że nie ma takiego wagonu, którego by się nie dało odczepić.
O co chodzi? Mam serdecznie dość tego typu zaczepek. Czy w dzisiejszych czasach człowiek nie może spokojnie przejść przez miasto? Absolutnie mnie to nie bawi, co najwyżej wprawia w zakłopotanie.

Zadziwiają mnie niektóre cuda architektury. Uwielbiam takie miejsca, tajemnicze i pachnące historią. To zamek Swallow’s Nest wybudowany między 1911 a 1912 rokiem, na klifie nad Morzem Czarnym. Aż trudno uwierzyć, że takie cudo znajduje się na terenie Ukrainy.

Muzyka na dziś Maksim Mrvica - Somewhere in Time http://www.youtube.com/watch?v=YkKue_MEnkk&feature=related

niedziela, 8 stycznia 2012

Yvonne Woon „Piękni i Martwi”


Na początku można odnieść wrażenie, że książka nieco się ciągnie, a niektóre wydarzenia zostały opisane zbyt dokładnie, jednak wraz z rozwojem akcji okazuję się, że autorka miała w tym swój cel i nie bez powodu przedstawiła takie szczegóły. Warto więc przebrnąć przez ten początek.
Główna bohaterka traci rodziców w dziwnych okolicznościach, musi opuścić przyjaciół i wyjechać do szkoły z internatem. Stopniowo odkrywa, że nie jest to zwykła szkoła i zaczyna zgłębiać jej mroczne sekrety. Poznaje też niezwykle przystojnego chłopaka, który jest zarówno czarujący, jak i mroczny. I w tym miejscu nie mogłam się otrząsnąć ze skojarzeń ze „Zmierzchem”: doskonały wygląd, zimna skóra, chłodny oddech, nawet niektóre dialogi wydawały mi się podobne. Mimo tego, całość jest świetna i niebanalna. Autorka miała doskonały pomysł, bo choć dużo jest książek o nieśmiertelnych istotach, to jednak czegoś takiego jeszcze nie było. Sama akademia też jest wyjątkowa. Świetnie została opisana jej nietypowość i wykładane przedmioty, a przy okazji wpleciono idee i myśli znanych filozofów, jak choćby Kartezjusza – który odnoszę wrażenie, stał się w dużej mierze inspiracją do napisania tej książki. Warto też wspomnieć, że główna bohaterka jest w zasadzie typową nastolatką, a jej przemyślenia i zachowanie są jak najbardziej adekwatne do wieku. Sam koniec książki jest dość poruszający, bo dowodzi, istnienia prawdziwej i przede wszystkim dojrzałej miłości. Pytanie tylko czy taka miłość jest możliwa wśród szesnastolatków? Szczerze w to wątpię, ale przecież to książka fantasy, a w nich jak wiemy, wszystko jest możliwe :)

Edukacja seksualna

Byłam ostatnio świadkiem ostrej wymiany zdań na temat lekcji wychowania do życia w rodzinie. Matki dziewczynek w wieku gimnazjalnym kłóciły się, o to, czy taka lekcja jest potrzeba. Oczywiście kłótniom na ten temat nie ma końca.
Faktem jest, że to lekcja dodatkowa i zanim dany uczeń zacznie na nią uczęszczać, rodzice muszą wyrazić pisemną zgodę. Dla mnie odpowiedź, czy taka lekcja jest potrzebna jest bardzo prosta. Tak jest potrzebna, wątpliwości budzą jednak treści przekazywane na wspomnianych zajęciach, oraz ich forma. I wcale nie mam zamiaru robić z Polaków, zacofanych fanatyków religijnych, którzy rzekomo mają wmawiać młodym ludziom, że seks przed ślubem jest surowo zabroniony, a jedyną metodą antykoncepcji jest „naturalne planowanie rodziny”, oczywiście i tak się zdarza. Często ten spór pojawia się w mediach. Zastanawiam się tylko dlaczego wszędzie miesza się religię z edukacją seksualną młodzieży? Oczywiście niektórzy mogą powiedzieć, że to ściśle związane z zasadami wyznawanymi przez Polskę, która uważana jest za kraj katolicki. Wydaje mi się, że ci wszyscy zagorzali przeciwnicy wychowania seksualnego, nie biorą pod uwagę jednej bardzo ważnej rzeczy. Zapominają, że młodzież w wieku gimnazjalnym, jest na takim etapie życia, w którym każdy poszukuje swojej tożsamości i eksperymentuje i kompletnie nie ma dla nich znaczenia, co nakazuje religia.
Pytając nastolatków, czy chcieliby mieć taką lekcję, większość odpowiada, że tak, są jednak i tacy, którzy uważają, że tego typu lekcje nie odpowiadają rzeczywistości i niewątpliwie w niektórych sytuacjach mają rację. Młodzi ludzie chcą rozmawiać o seksie i wszystkim, co się z nim wiąże, ale nie mają z kim, więc albo eksperymentują i uczą się przez doświadczenie, co często bywa dość tragiczne w skutkach, albo pytają kolegów. Edukacja seksualna jest im potrzeba. Dlaczego zatem tak niechętnie organizowane są lekcje z rzetelną wiedzą na ten temat?
Z drugiej strony nauczyciele często mówią, że młodzież się śmieje i nie chce współpracować, kiedy tylko poruszy się temat seksu. Tylko dlaczego tak ich to dziwi??? Młodzi ludzie nie chcą rozmawiać o tym z rodzicami, więc jak mają się otworzyć przed nauczycielem, zwłaszcza jeśli on występuje w roli mentora a uczeń jest audytorium, które rzekomo o niczym nie ma pojęcia? Najłatwiej otworzyć się przed kimś zupełnie obcym, kto nie jest rodzicem, ale nie jest też związany ze szkołą. Dlaczego nie zejdziemy do poziomu młodzieży i nie rozmawiamy z nimi jak równy z równym uznając przy tym, że i młodzież ma jakieś pojęcie na temat seksu?  Dajmy im możliwość wymiany swoich opinii i wiedzy na temat seksu, jednocześnie ich edukując i ucząc odpowiedzialności za własne postępowanie. Nie traktujmy ich jak dzieci, lecz jak dorosłych ludzi zdolnych do ponoszenia konsekwencji własnych zachowań. Może wtedy zmniejszy się liczna niechcianych ciąży a młodzi ludzie zaczną myśleć zanim zrobią coś, czego mogliby żałować. Przy okazji może nabiorą większego zaufania do osób dorosłych i nie będą się bali zadawania pytań.   

Tęsknię za słońcem i ciepłem, ale do wiosny coraz bliżej, więc jakoś trzeba przerwać.

Muzyka na dziś: Two Steps From Hell - Everlasting http://www.youtube.com/watch?v=T2UpUjC20vw&feature=related&noredirect=1

piątek, 6 stycznia 2012

Brenda Joyce „Maskarada” – krótkie podsumowanie

Jest to jedna z moich ulubionych książek z gatunku romansów historycznych. Nie wiem dlaczego, nie potrafię tego uzasadnić. Nie jest to historia z serii „spotkali się po kilku latach i żyli długo i szczęśliwie” choć z opisu mogłoby tak wynikać. Akcja głównie rozgrywa się w Irlandii, na prowincji, gdzie wszyscy się znają a plotki rozchodzą się szybciej niż w Londynie. Mamy więc do czynienia z rodziną zubożałego ziemiaństwa, w której są aż trzy córki i matka opętana chęcią wyswatania swoich pociech. Wśród trzech sióstr jest jedna, wyjątkowo ładna, otoczona stale adoratorami. Należałoby też dodać, że wspomniana siostra jest też najbardziej krnąbrna, rozpieczona i bardzo samolubna. Najmłodsza z sióstr będąca główną bohaterką powieści, została opisana jako pulchna, przeciętna dziewczyna, która od dziecka kocha czytać książki i podkochuje się w miejscowym hrabim. I mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo niepozorna, w rzeczywistości jest niesamowicie silna, skora do poświęceń i bezgranicznej miłości. Zawsze przedkłada dobro innych nad własne, co można dostrzec właściwie wszędzie. I właśnie to owo ucieleśnienie dobroci, z własnej nieprzymuszonej woli naprawia błędy swojej egoistycznej siostry. Poświęca własną reputację i dobre imię, wystawia się na pogardę otoczenia a ukochany mężczyzna ma ją za oszustkę. Biedna dziewczyna jest rozdarta między moralnością, tym co właściwe i własnym szczęściem. Ma świadomość, że przez jej wybory cierpi rodzina. W końcu decyduje się na najwyższe poświęcenie, skazując się tym samym na jeszcze większe cierpienie. Mimo to, stara się jak może i żyje dalej. Oczywiście na końcu wszystko dobrze się kończy. Książka ta, bardzo ładnie pokazuje specyfikę tamtych czasów. Nie jest przy tym nużąca i przytłaczająca, a akcja przebiega wartko. Warto też zwrócić uwagę na relacje, jakie panują między członkami wyżej wspomnianej rodziny, oraz na rolę najmłodszej z córek, która wydaje się być elementem łagodzącym wszelkie spory, między jej poszczególnymi członkami. Mogłabym tu napisać dużo więcej, ale zdradzając zbyt dużo, umniejsza się przyjemność czytania, więc tyle musi wystarczyć :)

Na początek słów kilka…

Ten blog powstał, ponieważ potrzebowałam miejsca, gdzie mogłabym wyrzucić z siebie myśli i spostrzeżenia na tematy wszelkie. Będzie, więc swego rodzaju „śmietnikiem” moich obserwacji i strumieni myślowych. Nie zakładam, że ktokolwiek będzie to czytał, ponieważ nie na tym mi zależy. To ma być moje mikroskopijne miejsce we wszechświecie, do którego może zajrzeć każdy, kto ma na to ochotę. Na pewno, podzielę się tu moimi opiniami i odczuciami dotyczącymi książek, które przeczytałam, do czego namówiła mnie, tudzież zachęciła kochana Ania :) Co mi z tego wyjdzie… nie mam pojęcia, czas pokaże :)